
To debiut wydawniczy Magdy Stasiuk. Książka tym bardziej cenna, że przedstawia ważną część historii gminy Jabłonna Lacka, o której nikt nic wcześniej nie pisał. Autorka zdążyła spisać wspomnienia nietuzinkowej postaci, Wiesława Kondrackiego tuż przed jego śmiercią i uzupełniła je relacjami innych osób związanych z morszkowską spółdzielnią.
Promocję książki Magdy Stasiuk "Ziemia niechciana, ziemia nieobiecana" o Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej Morszków oraz o jej prezesie Wiesławie Kondrackim zorganizowano 13 października w Jabłonnie Lackiej, a dzień później w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Sokołowie Podlaskim.
Spotkania z autorką wydanej przez Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury publikacji poprowadził pracujący w tej instytucji Artur Ziontek.
- Dla Magdy to debiut wydawniczy. Dla mnie znakomity reportaż, mistrzostwo w swoim gatunku, a przez to i historia wydała się bardziej pasjonująca – podkreśla Artur Ziontek.
Podczas spotkania zarówno autorka, jak i prowadzący podkreślali, że „spiritus movens” spisania wspomnień o Morszkowie był Wacław Kruszewski, działacz kultury, znakomity felietonista, popularyzator wiedzy o powojennych wydarzeniach w powiecie sokołowskim, rodzinnie powiązany z Wiesławem Kondrackim. To był ostatni dzwonek, by ocalić od zapomnienia wiele faktów. Ostatnie wspomnienia Wiesław Kondracki podyktował pani Magdzie w szpitalu, tuż przed śmiercią.
Rodziła się w wielkich bólach. - Po drugiej wojnie światowej, w wyniku upaństwowienia dwu istniejących we wsi Morszków niewielkich, zadłużonych majątków należących do rodzin Górskich i Wojnów, ziemia znalazła się we władaniu PGR Kurowice, a następnie w tzw. OZR-ze Morszków, czyli Ośrodku Zaopatrzenia Rolniczego. (…) działające w latach 50. na 126 hektarach morszkowskiej ziemi PGR-y prowadziły bardzo nieudolną gospodarkę. Spowodowało to powstanie zadłużenia wynoszącego 600 tysięcy złotych; a była to olbrzymia jak na owe czasy kwota. Marna gospodarka powodowała również, że podstawą utrzymania tych ledwie kilku rodzin składających się na PGR była przyzagrodowa hodowla świń i krów (…) Równie opłakany był stan budynków i sprzętu rolniczego, o których trafniej byłoby powiedzieć, że nie było ich wcale. Zaniedbano również uprawę gleby u zabiegi agrotechniczne – przypomina Magda Stasiuk.
W takich okolicznościach władze powiatowe i wojewódzkie oraz tzw. czynniki partyjne podjęły próbę zawiązania rolniczej spółdzielni produkcyjnej. Jej członkami zostało sześciu bezrolnych byłych pracowników PGR, którzy zgodzili się po namowach przystąpić do spółdzielni. Grunty po PGR dostali w wieczyste użytkowanie. RSP Morszków została zawiązana w 1961 r., a zarejestrowana w sądzie rok później. Nadal jednak spółdzielnia nie przynosiła zysków i jak pisze Magda Stasiuk „wyniki upraw były żałosne”. Marazm trwał do 1968 r., gdy pracę w RSP rozpoczął Wiesław Kondracki. Początkowo na część etatu, a od 1973 r. już jako prezes spółdzielni. - Dla Morszkowa nastąpiła nowa era – podkreśla autorka książki.
Wiesław Kondracki urodził się 15 października 1938 r. w miejscowości Szkopy w gminie Repki. W roku 1982 ukończył studia rolnicze w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. W latach 1968-1973 pracował w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sokołowie Podlaskim. Był prezesem RSP Morszków w latach 1973-1996. Od 1978 r. był członkiem Polskiej Zjednoczonej partii Robotniczej, a w 1989 r. został posłem Sejmu kontraktowego z okręgu siedleckiego. Już w XXI wieku, bez efektów, próbował startować w wyborach do Rady Powiatu Sokołowskiego i Sejmiku Województwa Mazowieckiego. Zmarł 5 marca 2024 r. w Sokołowie Podlaskim.
W książce Magdy Stasiuk znajdziemy bardzo ciekawe wspomnienia Wiesław Kondrackiego z dzieciństwa spędzonego w biednych Szkopach, z trudnych lat II wojny światowej, o ciężkiej pracy na roli. Wiesław Kondracki już jako 14-latek musiał zastąpić chorego ojca i w żniwa wykosił kosą siedem hektarów zboża. Naukę w szkole średniej przerwał, bo matka ciężko zachorowała i na gospodarstwie została tylko 11-letnia siostra. Edukację, w tym studia rolnicze, ukończył jednak zaocznie, a ciężka praca nieobca była mu również później.
- Morszków pod zarządem prezesa Kondrackiego rozrósł się w prawdziwy, wielosektorowy koncern, działający w różnych branżach rolnictwa, przetwórstwa, handlu i handlu zagranicznego – czytamy w książce. A pamiętajmy, że były to czasy gospodarki nakazowej PRL, z wieloma ograniczeniami i absurdami.
Na spotkaniach autorskich Magda Stasiuk i Artur Ziontek podkreślali, że sukces RSP Morszków wynikał przede wszystkim z niestandardowego podejścia prezesa Kondrackiego do prowadzenia biznesu w RSP, wykorzystaniu rozmaitych możliwości kontaktów, a także wprowadzeniu do spółdzielni pozarolniczych form działalności. Początki były trudne, bo poza brakiem funduszy prezes zderzył się z niechęcią i biernością władz, brakiem jakiejkolwiek infrastruktury (za biuro początkowo służyła obora), nawet droga dojazdowa do spółdzielni była tak błotnista, że trudno było nią przejechać. Do tego trudno było zmotywować pracowników, którzy wypłaty przeznaczali na alkohol i znikali, a wielu próbowało kombinować „na lewo”.
Ciężka praca przynosiła efekty. RSP Morszków uruchomiła pierwszą w krajach RWPG linię do produkcji kazeiny i eksportowała ten produkt na cały świat – od Japonii po USA (uzyskała nawet certyfikat koszerności). Ważnym sektorem było sadownictwo oraz produkcja i przetwórstwo owoców: Morszków miał chłodnie, linię koncentratów owocowych i pulp w Bachorzy, linię alkoholizowanych soków stosowanych do produkcji gatunkowych alkoholi.
Spółdzielnia hodowała kury i bażanty, miała fermę owiec w Bałkach, hodowlę krów w Łuzkach.
RSP otworzyła swoje lokale gastronomiczne i sklepy. Miała nawet liczący 6 tys. hektarów obwód łowiecki i hodowlę zwierzyny łownej, dzięki czemu organizowała tzw. polowania dewizowe dla myśliwych zza granicy. Była palarnia kawy, pracownia projektowania wyrobów artystycznych i biżuterii...
Co istotne, RSP Morszków miała własne ekipy techniczne, zajmujące się wszystkim – od budowy budynków, przez ich wykańczanie, wykonywanie prac instalacyjnych, hydraulicznych, elektrycznych, po budowę dróg.
Spółdzielnia prowadziła handel i współpracowała z kilkudziesięcioma krajami, nawet tak egzotycznymi jak Honduras, Brazylia, Meksyk, czy Singapur.
Warto też wspomnieć, że pracownicy Morszkowa (w okresie największego rozkwitu zatrudnionych było w niej 1400 osób) mieli zarobki 5-7 razy wyższe niż ówczesna „średnia krajowa”.
Magda Stasiuk poza obszernymi wspomnieniami Wiesława Kondrackiego spisała też ciekawe relacje innych osób o ich pracy i związkach z RSP Morszków. Autorce przekazali je: Aleksander Bukrewicz, Danuta Dobrzyńska, Wiesław Gajowniczek, Grzegorz Kalinowski, Edward Kożuchowski, Wacław Kruszewski, Andrzej Kublik, Irena Kurek, Tadeusz Kurek, Adam Litwiniak, Ewa Litwiniak, Wiesław Michalczuk, Roma Orłowska, Andrzej Paczuski, Michał Siemieniak, Ryszard Smolarek, Andrzej Trochmiak, Jan Trochimiak, Grażyna Tymińska i Waldemar Żebrowski.
Ważną częścią publikacji są fotografie związane z RSP Morszków.
Jak to się stało, że tak prężnie działający podmiot nie przetrwał do dziś? Gwoździem do trumny okazały się zmiany gospodarcze, jakie zaszły po 1989 roku. W nowej rzeczywistości nie było miejsca dla PGR-ów i RSP.
- W pewnej mierze spółdzielnia padła ofiarą własnego, niezaprzeczalnego sukcesu. Chodzi mi o nieodpowiedzialne zachowania części członków Spółdzielni, którzy za wszelką cenę parli do wypłacenia swoich funduszy kapitałowych. Niestety, kolejne zarządy nie były w stanie sprostać tym zagrożeniom i jeden z nich wystąpił do Sądu Gospodarczego o ogłoszenie upadłości – wspomina na łamach książki Grzegorz Kalinowski.
- Można by rzec obrazowo, że ci żądający natychmiast talerza rosołu, zarżnęli złotą kurą - gorzko ocenił sytuację Wiesław Kondracki. Prezes został odwołany ze stanowiska w 1993 roku. Nowe władze spółdzielni przestały go nawet zapraszać na spotkania. Trzy lata później RSP Morszków upadła.
Sytuacja była dużo bardziej złożona, o tym też przeczytamy w „Ziemia niechciana, ziemia nieobiecana”. Na koniec jeszcze jeden, wymowny cytat z książki, choć anonimowy: „Jak ktoś tam teraz psioczy na tego Kondrackiego, to żeby nie ten Kondracki, to byście dalej w tych drewnianych chałupkach po dziadkach mieszkali. On tego nie zniszczył, nie zabrał, nie sprzedał, jak tam niektórzy mówią, że się nachapał. Przecież on to wszystko stworzył dla ludzi, dał im dobre życie, zarobki i wszystko”.
Wspomnijmy też, na co zwrócił uwagę podczas spotkania w Jabłonnie Lackiej wójt tej gminy (i dawny pracownik RSP Morszków) Wiesław Michalczuk. Podkreślił on, że obiekty RSP w Morszkowie uniknęły tego, co spotkało wiele zakładów z czasu PRL, czyli ruiny. Nadal są wykorzystywane przez inne podmioty i działają.
Gorąco polecamy publikację Magdy Stasiuk. Przedstawiłam tylko mały fragment tego, co autorka opisała. Książka wkrótce ma trafić do dystrybucji, gdy to się stanie, poinformujemy naszych Czytelników.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo fajnie że takie lokalne publikacje powstają. Bardzo ciekawy wątek że swego czasu spółdzielnia płaciła 5-7 razy więcej niż średnia krajowa - co obecnie daje min. 40 tys. zł miesięcznie !!! Bardzo dobrze, TA PUBLIKACJA jest OBJĘTA patronatem medialnym tego portalu, w innym wypadku Pani Administrator nie mogłaby o tym napisać.
Hejterzy z "Melasy" wy już rozum do reszty straciliście z tej nienawiści do p. Bożeny. Kompromitujecie swoimi "kozami" panią Iwonę Kublik, chcecie wyraźnie zniszczyć ludziom tą jedyną lokalną gazetę. Ludzie w Sokołowie nie są baranami, choć za takich nas uważacie i czytają to co chcą i będą czytać tym więcej im bardziej będziecie pluć. Zwłaszcza takie lokalne artykuły, które pokazują że umiemy być fajną ciekawą społecznością a nie kłębowiskiem żmij!
Anno. Weź tabletki. Nerwy szkodzą Twojemu postrzeganiu rzeczywistości. Zdrowia życzę.
Bo widzisz my w Jabłonnie Lackiej umiemy po prostu szanować ludzi. U nas mile widziana jest Pani Bożena i każdy inny gość. Zaprosiliśmy, bo chcemy się czymś dobrym pochwalić i jak widać było warto, bo powstał ciekawy artykuł. I dziękujemy że Pani Redaktor znalazła czas i przyjechała na spotkanie które było w niedzielę. W Jabłonnie z szacunkiem powitamy i dziennikarza, ale i biskupa, posła, panią marszałek, każdego kto do nas przyjedzie. Bardzo dziwimy się, że w Sokołowie tak nie potraficie i jeszcze jakieś dziwne zaczepki są do nas kierowane. nie wciągajcie nas w wojnę sokołowską!
RSP Morszków dobrze działał w PRL,bo był pod patronatem ministerstwa rolnictwa i zarobione pieniądze przeznaczał głównie na duże pensje ,trzynastki dla załogi i dyrekcji.Pracownicy za 13 nowe samochody sobie kupowali,mieszkania ,takie to były duże pieniądze i tak rządząc w nowej Polsce musiało to upaść,bo już nie było parasola ministra rolnictwa.Następnie dorwali się byli towarzysze ,doprowadzając do upadłości,żeby za grosze przejąć zakład.Tak niestety wyglądała prywatyzacja w nowej ,starej Polsce.
Witam...morszkow to moje dzieciństwo...Moj tato jezdzil tam spychaczem przez caly moj czas zamoeszkiwania w srodkowym bloku...pamietam jak z innymi dziecmi chodzilismy do lrezesa prosic o boisko za blokiem...do dzisiaj pamietam zapach biurowca...gdzie można kupić książkę...