Reklama

Radzieckie bombardowanie Sokołowa Podlaskiego 26 lipca 1944 r. - dramatyczna noc II wojny światowej, nocne naloty, ofiary i zniszczenia.

26 lipca 1944 roku zapisał się jako jeden z najtragiczniejszych dni w historii Sokołowa Podlaskiego. Doszło wtedy do zbombardowania miasta przez radzieckie lotnictwo, zginęło ok. 400 mieszkańców, około tysiąca zostało rannych. W gruzach legło kilkadziesiąt budynków, w tym i kościół parafialny.

W nocy z 26 na 27 lipca nad miastem pojawiły się radzieckie bombowce. Ich atak wymierzony był w dywizję niemiecką, która spieszyła na pomoc wycofującym się ze wschodu wojskom III Rzeszy.

Przypomnijmy, że podczas II wojny światowej Sokołów Podlaski bombardowano dwukrotnie. Najpierw przez wojska niemieckie - 7 września 1939 r., a później, 26 lipca 1944 r. przez sowietów. W pierwszym nalocie zginęło około 70 osób (w tym 24 polskich żołnierzy), po drugim znacznie więcej, bo - jak szacuje Grzegorz Ryżewski w najnowszej monografii Sokołowa - około 400 mieszkańców. Zaznacza jednak, że są to niedokładne szacunki. W 1939 r. nad sokołowski rynek nadleciał jeden samolot, który krążył nad miastem i zrzucał bomby przez niemal dwie godziny. Tragicznej lipcowej nocy 1944 r. samoloty radzieckie nadlatywały dwukrotnie. Ich atak trwał najpierw jedną, a później aż 2,5 godziny.

Polowali na Niemców

Jak wspominał w książce "Sokołów Podlaski w latach 1939-1944. Pamiętnik z czasów okupacji" sokołowski regionalista Marian Pietrzak, środa 26 lipca 1944 r. była ciepłym i słonecznym dniem. W mieście od kilku tygodni panowało przyfrontowe napięcie. Codziennie ulicami przechodziły kolumny wojska. Połowa mieszkańców miasta opuściła swe domy i uciekła do okolicznych wsi. W tym czasie wysoko na niebie można było dostrzec dziesiątki rosyjskich samolotów.

- Siedziałem wtedy na żydowskim cmentarzu i liczyłem je - opowiada Marian Pietrzak. - Naliczyłem ich 36. Leciały grupkami ze wschodu na zachód. Piloci na pewno widzieli kolumnę wojska. Można się było domyślić, że gdy wrócili do swoich baz, przekazali, że tu w mieście stoi wojsko. Ale Niemcy nie byli takimi frajerami, żeby siedzieć bez przerwy w jednym miejscu. Wycofali się i zatrzymali w lesie pod Grochowem. Przyleciały samoloty i zaczęły bombardować, a kolumny niemieckiej już nie było.

Rozpętało się nocne piekło

W ten lipcowy, środowy wieczór rodzina Pietrzaków właśnie zasiadła do kolacji, kiedy domownicy usłyszeli niepokojący hałas. Ojciec pana Mariana od razu stwierdził, że jest to warkot samolotów. - Był to raczej nie warkot, lecz dudniący przerywany jęk, od którego zdawało się drżeć powietrze. Od razu poznałem, że to leci co najmniej dziesięć, piętnaście sztuk - wspominał Marian Pietrzak. - Nagle jasny błysk rozświetlił ciemność nocy. Dreszcz grozy przebiegł po mym ciele. Nie wiedziałem, co się stało, skąd ta jasność. Podniosłem szybko głowę do góry. Wysoko na niebie wisiał olbrzymi żyrandol, oblewając miasto niesamowicie jasnym światłem. Po chwili rozległ się pierwszy wybuch. Po nim kolejne. Zgasło światło elektryczne, z okien posypały się szyby. Nad Sokołowem rozszalało się piekło. Ludzie w popłochu uciekali do schronów lub chowali się w piwnicach. Mieliśmy schron wielkości łóżka, gdyż było nas w domu czworo: ojciec, matka, ja i młodszy brat. Dwa tygodnie wcześniej, gdy kopaliśmy dół i mościliśmy go słomą i sianem, śmiano się z nas. Jednak jak się zaczęło bombardowanie, przybiegło do nas z płaczem sześć osób, abyśmy ich przyjęli. W tej sytuacji nikt nikogo nie wyganiał. Siedzieliśmy w tym schronie jeden na drugim - relacjonował te dramatyczne wydarzenia pan Marian.

Z nieba leciały setki bomb. Wszyscy przestraszeni nasłuchiwali w ciszy, gdzie tym razem spadnie pocisk. Co chwilę powietrze przeszywał najpierw cienki i przenikliwy, a potem gruby, chrapliwy gwizd.

- Bomby spadały bardzo blisko nas. Schron chwiał się w zależności od uderzenia raz w jedną, raz w druga stronę. Ściany zaczęły się obsuwać. Byliśmy zasypani ziemią powyżej kolan - opisywał Marian Pietrzak. Dodawał, że niektórzy z ukrytych w schronie chcieli uciekać do znajdującej się w pobliżu rzeczki Cetynii i jej korytem biec poza miasto. Sprzeciwił się temu ojciec pana Mariana. Jak się okazuje, to ocaliło życie wielu osobom. Następnego dnia okazało się, że koryto rzeczki było całe zryte dołami, a wokół nich leżały zwłoki ludzi, którzy wybrali taki sposób ucieczki.

Drugi nalot okazał się jeszcze gorszy

Gdy po około godzinie pierwsze bombardowanie ustało, ludzie wychodzili ze swoich kryjówek. Widok był dramatyczny. Ulica, bulwar nad Cetynią i cały żydowski cmentarz były pełne olbrzymich dołów. - Zryte było nimi całe miasto. Na ulicach, w ogrodach leżały dziesiątki zmasakrowanych trupów ludzkich, jęczeli ranni. Między płonącymi domami biegali ludzie, nawołując się nawzajem, szukając zaginionych lub płacząc nad ciałami swych bliskich - zanotował w pamiętniku pan Pietrzak. - Minęło pół godziny i wszystko rozpoczęło się na nowo.

Drugi nalot trwał dłużej, bo ponad dwie godziny i okazał się jeszcze silniejszy od poprzedniego. Bo oprócz terenu miasta lotnictwo bombardowało także okoliczne pola, gdzie schronienia szukało wielu sokołowian i gdzie znajdowali się również żołnierze niemieccy.

Dopiero światło dnia pokazało, jak wielkie zniszczenia spowodował nocny nalot.

Straty były ogromne

Jak podaje Grzegorz Ryżewski w monografii "Sokołów Podlaski", podczas walk frontowych latem 1944 r. "zniszczono ok. 35 proc. zabudowań wiejskich (1969 budynków mieszkalnych, 3422 budynki gospodarcze, 8 szkół, 61 mostów drogowych), a w mieście Sokołowie około 30 proc. budynków mieszkalnych i ok. 70 proc. zabudowań użyteczności publicznej (...) Zniszczenia cukrowni obliczono na 45 proc.".

Wojska niemieckie, które były głównym celem ataków, ucierpiało najmniej. Największe straty ponieśli mieszkańcy Sokołowa Podlaskiego. Według publikowanych w prasie lokalnej relacji grabarza, który informacje uzyskał od ówczesnego proboszcza, udało się ustalić, że 26 lipca 1944 r. zginęło ponad 250 osób. Tyle zgonów zarejestrowano w księgach parafialnych. Do tej liczby trzeba jednak dodać tych, którzy umarli nieco później, w wyniku ran poniesionych podczas bombardowania. Grzegorz Ryżewski twierdzi, choć zaznacza, że to niedokładne szacunki, że bombardowanie Sokołowa Podlaskiego spowodowało śmierć ok. 400 osób, a tysiąc zostało rannych.

Miejsce zdarzenia mapa Sokołów Podlaski

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 20/07/2024 08:13
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Mrk - niezalogowany 2025-04-06 22:00:01

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo




Reklama
Wróć do