Reklama

Czasy smuty w sokołowskiej kulturze skończą się szybciej, niż się niektórym wydaje


Z Marią Koc, dyrektor Sokołowskiego Ośrodka Kultury w latach 2001-2014 rozmawia Bożena Gontarz-Górzna


Dziś politykę spróbujmy zostawić z boku, stąd w opisie osoby, z którą prowadzę rozmowę nie ma określenia „poseł”, lecz dyrektor SOK. Chcę porozmawiać z Panią o sokołowskiej kulturze.

Pani redaktor, niestety w tej sytuacji zupełnie nie uciekniemy od polityki... Przecież decyzja o powołaniu nowego dyrektora SOK, po bezprawnym odwołaniu z tego stanowiska pana Marcina Celińskiego, ma charakter wyłącznie polityczny. Na pewno nie merytoryczny. Gdyby, rzeczywiście, nowe władze Sokołowa Podlaskiego chciały ustanowić na czele Sokołowskiego Ośrodka Kultury dobrego menedżera i animatora kultury, przeprowadziłyby konkurs na to stanowisko. Konkursu nie było, było powołanie człowieka nikomu wcześniej w Sokołowie Podlaskim nieznanego. Za to chyba blisko związanego ze środowiskiem politycznym Pani Burmistrz. Człowieka, który własny życiorys czytał na sesji z telefonu. Który, jak mówi i co robi, każdy widzi. Nie chcę się pastwić nad tym panem. Mieszkańcy miasta wszystko widzą. I potrafią ocenić tę zmianę, która zaszła w SOK.

Minął właśnie rok od zwolnienia z SOK Marcina Celińskiego. Była Pani wśród osób, które głośno protestowały przeciwko działaniom nowych władz miasta w tej sprawie. Te protesty niewiele jednak dały...

Niezależnie od tego, jaki będzie ostateczny efekt działań, trzeba je podjąć, kiedy dzieje się bezprawie! Nie było żadnych, podkreślam to z pełnym przekonaniem, żadnych przesłanek do tego, aby odwołać ze stanowiska dyrektora Sokołowskiego Ośrodka Kultury Marcina Celińskiego! Podkreślałam to od samego początku! Odwołanie z dnia na dzień, w trakcie kadencji, dyrektora Celińskiego było wyjątkowym aktem bezprawia, politycznej zemsty i głupoty! Na podstawie jakiś dziwnych kontroli, co do których wątpliwości mają teraz nawet radni z obozu Pani Burmistrz, wyrzucono z pracy świetnego dyrektora! Człowieka o ogromnej wiedzy, doświadczeniu i o wielkiej kulturze osobistej, pod którego rządami Sokołowski Ośrodek Kultury był jednym z najlepiej działających samorządowych domów kultury w Polsce! Niestety, dla nowej władzy dokonania dyrektora nie miały żadnego znaczenia. Chcieli odwołać, to odwołali. Bezprawnie? Tak, że było to bezprawne działanie potwierdził wyrok sądu, decyzje prokuratury o niewszczynaniu postępowania, czy wnioski pokontrolne z Mazowieckiej Jednostki Wdrażania Programów Unijnych. Odwołanie z funkcji dyrektora SOK Marcina Celińskiego było bezprawne i z wielką szkodą dla Miasta Sokołowa Podlaskiego!

We wrześniu po 49 latach pracy w SOK odeszła na emeryturę pani Alina Simanowicz. Była Pani na pożegnalnym spotkaniu...

Byłam na tym spotkaniu, oczywiście! Pani Alina Simanowicz to ikona sokołowskiej kultury! Całe swoje życie Pani Ala przepracowała w instytucjach kultury w Sokołowie Podlaskim. Różnie się te instytucje nazywały, ale najważniejsze jest to, że służyły mieszkańcom Sokołowa Podlaskiego i powiatu sokołowskiego. Alę Simanowicz poznałam, kiedy w lipcu 2001 roku przyszłam do pracy w Sokołowskim Ośrodku Kultury jako dyrektor tej instytucji. Od samego początku widziałam, jak ogromny potencjał tkwi w tej kruchej dziewczynie, która choć jest drobnego ciała, to posiada wielkiego ducha! Ala była zawsze moją prawą ręką. Współpracowało się nam przez długie lata znakomicie! Rozumiałyśmy się w pół słowa. Dzięki wsparciu Ali, jej kreatywności, ale też niezwykłemu zaangażowaniu całego zespołu animatorów kultury i pracowników SOK, udało się nam w krótkim czasie uczynić z Sokołowskiego Ośrodka Kultury tętniące życiem miejsce, niezwykle ważne dla Mieszkańców Sokołowa Podlaskiego w każdym wieku. Odejście Pani Ali z SOK to wielka strata dla sokołowskiej kultury. Niestety, nie jedyna w ostatnich miesiącach.

Jak ocenia Pani to, co dzieje się w sokołowskiej kulturze po zmianie rządów w mieście?

Na pewno nie są to zmiany na lepsze. Nie widzę żadnej nowej jakości w działalności SOK po zmianie dyrektora. Wręcz przeciwnie. Nie ma już tej dynamiki działań, tej kreatywności, która cechowała tę instytucję przez całe lata. Nie ma nowych pomysłów, nie ma nowych projektów. Zapanowała bylejakość i brak wizji. To moja ocena, słyszę jednak od osób, które w Sokołowie Podlaskim mieszkają, że oceniają obecną działalność SOK bardzo podobnie. I nie jest to absolutnie wina zespołu animatorów. Oni pokazali wcześniej swoje umiejętności i profesjonalizm. Przyszło im jednak teraz pracować w nowych warunkach. To, co mnie dziwi, to że nie słychać o pozyskiwaniu środków zewnętrznych na działalność Sokołowskiego Ośrodka Kultury. Dziwi mnie też, że likwiduje się projekty, które wyróżniały SOK od lat, jak chociażby Festiwal Nadbużańskie Spotkania Folklorystyczne. To była marka wypracowana przez ponad dwie dekady. Rozumiem jednak, że nowe władze traktują Miasto jak białą kartę i wszystko, co powstało wcześniej nie ma dla nich wartości. Skoro jednak coś się likwiduje, to należałoby może coś zaproponować w to miejsce?

Wspomniała Pani o Nadbużańskich Spotkaniach Folklorystycznych. We wrześniu  nie odbyły się już po raz drugi.  Burmistrz Iwona Kublik twierdziła, że winni są przede wszystkim przedstawiciele polskiej sekcji CIOFF, którzy nie zapewnili zespołów na tę imprezę...

Przecież to nieprawda! CIOFF to bardzo wiarygodny partner. Współpracowałam z tą organizacją przez całe lata, nigdy nie zawiedli. Z tego, co wiem, do Sokołowa Podlaskiego miały przyjechać konkretne zespoły, a gospodarzem wydarzenia, jak zawsze miał być Zespół Pieśni i Tańca „Sokołowianie”. Festiwal odwołano ze szkodą dla wiarygodności Sokołowskiego Ośrodka Kultury. I ze szkodą dla miasta, bo wydarzenie to zawsze przyciągało ogromną publiczność! CIOFF to organizacja międzynarodowa, która zrzesza najlepsze na świecie zespoły folklorystyczne. Od wielu lat ZPiT „Sokołowianie” należy do tej organizacji, co nie jest prostą sprawą, bo aby zostać jej członkiem, trzeba co kilka lat zdawać bardzo trudne egzaminy. „Sokołowianie” zdają te egzaminy śpiewająco, dlatego w CIOFFie mają bardzo wysoką pozycję. Wypracowali to przez lata swoją ciężką pracą. Co będzie dalej, skoro dyskredytuje się tę współpracę? Odwołuje się festiwal, a sam CIOFF szyderczo nazywa się „biurem podróży”? Tak, CIOFF organizuje międzynarodową wymianę zespołów folklorystycznych, dzięki temu najlepsze zespoły mogą występować w różnych krajach świata, promując swoją kulturę ludową i swoje umiejętności! Czy jest w tym coś złego? Nie ma, bo młodzi tancerze także po to ciężko pracują cały rok na próbach, aby latem pokazać swoje sceniczne dokonania na festiwalach w swoim mieście, ale też za granicą. To jest dla nich forma nagrody za hektolitry wylanego potu na wymagających próbach tanecznych, wokalnych i muzycznych. Czy tak trudno to zrozumieć?

Jakie konsekwencje będzie miało odwołanie po raz drugi tej imprezy?

Trudno powiedzieć. Naprawdę, nie wiem, jakie są plany nowego dyrektora. Póki co likwiduje dotychczasowe inicjatywy, sam niewiele proponując. Czy Nadbużańskie Spotkania Folklorystyczne wrócą kiedyś do Sokołowa Podlaskiego? Jestem przekonana, że tak. To wydarzenie ma swoich zwolenników, ma swoją historię i ma znakomitego gospodarza, jakim jest ZPiT „Sokołowianie”! Każdy dobry zespół folklorystyczny na świecie jest gospodarzem dużego wydarzenia promującego lokalne i regionalne tradycje ludowe. W Sokołowie Podlaskim tak było od 2002 roku, czyli od pierwszej edycji Nadbużańskich Spotkań Folklorystycznych i od momentu powstania zespołu. Jestem więc przekonana, że ta tradycja wróci. Czasy smuty w sokołowskiej kulturze skończą się szybciej, niż się niektórym wydaje.

Podoba się Pani pomysł, by promować Sokołów Podlaski jako stolicę poloneza?

Przez wiele lat promowaliśmy Sokołów Podlaski jako miasto Michała Kleofasa Ogińskiego. Współpracowaliśmy jako SOK z instytucjami badającymi historię Podlasia, aby potwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że to właśnie książę Michał Kleofas był właścicielem Sokołowa Podlaskiego, tu miał piękny drewniany rozległy dwór z bogatym księgozbiorem, tu podejmował króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i tu urządzał dla władcy koncerty muzyki klasycznej i śpiewu chóralnego. W Parku Ogińskiego organizowaliśmy przez lata koncerty plenerowe z muzyką Ogińskiego i jemu współczesnych twórców. W koncertach występowały orkiestry symfoniczne, kameralne, znakomici pianiści i artyści, wśród których był nawet kilkakrotnie potomek księcia Michała Kleofasa Ogińskiego Iwo Załuski z Wielkiej Brytanii! Iwo Załuski to prapraprawnuk Ameli Załuskiej, córki księcia Ogińskiego. Znanej pianistki i kompozytorki. Iwo Załuski przyjeżdżał do Sokołowa Podlaskiego, aby grać polonezy swojego wielkiego prapraprapradziadka! Udało się nawet wydać płytę z wykonaniem 24 polonezów Ogińskiego w wykonaniu Iwo Załuskiego. Można więc o Sokołowie Podlaskim mówić w kontekście stolicy poloneza. Ważne jest jednak wykonanie. I cała oprawa projektu. Niemądre filmiki promujące próby bicia rekordów w tańcu poloneza, na pewno nie przystoją takiemu przedsięwzięciu. Podobnie jak same rekordy, które pomyliły się organizatorom i w końcu sami już nie wiedzieli, czy biją rekord Guinnessa, czy tylko rekord Polski. Życzę jednak powodzenia w realizacji tego pomysłu. Zawsze to coś.

W 2024 r. minęło 60 lat istnienia Sokołowskiego Ośrodka Kultury. Słyszała coś może Pani o obchodach tej rocznicy?

Nie słyszałam nic na ten temat. Wiem, że plany obchodów 60-lecia Sokołowskiego Ośrodka Kultury miał dyrektor Marcin Celiński. Uroczystość jubileuszowa miała się odbyć jesienią 2024 roku. Niestety, dyrektor został odwołany, więc kto miałby teraz zorganizować ten jubileusz? Ktoś, kto zarządza tą instytucją od zaledwie kilku miesięcy i niczym dobrym się jeszcze nie wykazał?

O co obawia się Pani najbardziej, jeśli chodzi o sokołowską kulturę?

Pamiętam Sokołowski Ośrodek Kultury z czasów, kiedy zostałam tu dyrektorem w 2001 roku. Budynek był w opłakanym stanie, działalność instytucji była szczątkowa. Bardzo skromny kalendarz wydarzeń, niezwykle skromna oferta w zakresie edukacji kulturalnej. Sokołowski Ośrodek Kultury świecił pustkami. Ciężką pracą naszego zespołu znakomitych pracowników SOK, przy wsparciu ówczesnych władz miasta na czele z burmistrzem Bogusławem Karakulą udało się dźwignąć tę instytucję z niebytu. SOK stał się jedną z najlepszych tego typu instytucji w kraju. I tak było aż do jesieni ubiegłego roku. Do władzy w mieście doszli nowi ludzie, którzy zamiast naprawiać to, co w mieście wymagało naprawy, zabrali się za psucie tego, co bardzo dobrze funkcjonowało. Dziwne podejście, choć wiemy, czym motywowane. Zniszczyć dobrą działalność w kulturze jest bardzo łatwo. Bo kultura to emocje, to bardzo wrażliwa sfera życia. Tu nikt nie przychodzi, bo musi. Tu ludzie przychodzą, bo chcą, bo coś ich interesuje, porywa, inspiruje, ciekawi. Jeśli nie czują tych pozytywnych emocji, tylko widzą jakieś przepychanki, po prostu więcej nie przyjdą. Łatwo coś zepsuć w kulturze. Naprawić bardzo trudno. Obawiam się o przyszłość SOK, bo to bardzo ważne miejsce dla mnie, jako wieloletniego dyrektora tej instytucji. Co będzie, czas pokaże.

Dziękuję za rozmowę

Miejsce zdarzenia mapa Sokołów Podlaski

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 05/11/2025 08:19
Reklama

Reklama

Wideo




Reklama
Wróć do