Reklama

Pod nosem Niemców ukrywał kościelne dzwony, a w skrytce w kominie - grupę Żydów. Zapomniany bohater Stanisław Pogorzelski.


Po 80 latach od zakończenia II wojny światowej na dzwonnicy w Miedznie zawisła tablica upamiętniająca mieszkańca Orzeszówki Stanisława Pogorzelskiego. Przez całą wojnę z narażeniem życia przechowywał on na podwórku dwa parafialne dzwony, ukrywał też w swoim domu grupę Żydów – uciekinierów z Treblinki. Codziennie ryzykował życiem, ponieważ... w tym samym czasie w części jego domu stacjonowali Niemcy!


Dzwony wywieźli Rosjanie... Odzyskano je w Smoleńsku!

Dzwony wiszące obecnie w murowanej dzwonnicy przy kościele w Parafii Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Miedznie są dwa. Jeden waży około około 1200 kg, drugi blisko tonę. Zwracają uwagę wyjątkowo głębokim, pięknym brzmieniem. Piotr Jamski, historyk i badacz ludwisarni w powiecie węgrowskim, autor publikacji „Ludwisarze” podaje, że jeden z dzwonów wiszących obecnie w miedzeńskiej dzwonnicy odlał w 1846 r. Wincenty Włodkowski. Drugi jest dużo młodszy, datowany na 1914 r., z odlewni Andrzeja Włodkowskiego w Węgrowie.

Niemcy nie byli pierwszymi, którzy chcieli dzwony parafianom zabrać.

- Był rok 1905. Rosja carska prowadziła wojnę z Japonią i w celu zdobycia surowców na brakujący sprzęt wojskowy zarządzono sprowadzenie z ziem polskich dzwonów. Trzy dzwony wywiezione wówczas z Miedzny przez zaniedbanie władz rosyjskich i bałagan administracyjny utknęły na stacji kolejowej w Smoleńsku. Tam przeleżały kilkanaście lat, czekając na swojego „odbiorcę” - wspominała na łamach wydawanej w Miedznie na początku lat 90. gazety „Skarbiec” Krystyna Tomkiel, bazując na relacji swojego teścia, Jana Tomkiela. - Okazał się nim pan Gołębiewski, żołnierz armii carskiej, który po wybuchu w Rosji rewolucji w 1917 roku, zwolniony ze służby wracał do domu. Przypadek zrządził, że właśnie w Smoleńsku wypadło mu czekać kilka dni na następny pociąg do Polski. Wówczas to, penetrując okolicę, odnalazł dzwony z napisami świadczącymi o tym, że pochodzą z Miedzny. Wróciwszy do domu, powiadomił o tym ówczesnego ks. kanonika Teofila Rybkę, który poprzez Czerwony Krzyż ostatecznie w 1921 roku sprowadził szczęśliwie odnalezione dzwony do Węgrowa. Stąd w uroczystej procesji zostały przywiezione do Miedzny.

Piotr Jamski z kolei podaje, że dzwony Rosjanie ewakuowali z Miedzny w czasie I wojny światowej, w 1915 r. lub w kolejnych latach, a wróciły do parafii później, bo między 1923 a 1926 rokiem.

W wojnę wyciągnęli po nie ręce Niemcy...

Ale miedzeńskim parafianom ponownie cieszyć się z pięknego dźwięku trzech dzwonów dane było zaledwie 20 lat. Wybuchła II wojna światowa, rządy w powiecie sokołowsko-węgrowskim objął słynący z represji wobec ludności starosta Ernst Gramss. A zaledwie kilkanaście kilometrów od Miedzny działalność rozpoczął niemiecki obóz w Treblince.

Niemcy zarządzili konfiskatę dzwonów z parafii Miedzna. - Nieoczekiwanie wydali nakaz dostarczenia ich na stację kolejową w Sokołowie Podlaskim. Tym razem jednak parafianie wykazali się niemałym sprytem. W ścisłej tajemnicy, w czasie obrad Rady Parafialnej ustalono, że Niemcom zostanie dostarczony zupełnie inny dzwon – stary, pęknięty, który kiedyś parafia kupiła ks. Rybce na srebrny jubileusz. Autorem pomysłu był stary podskarbi, pan Aleksander Boratyński. Wykonaniem wszystkiego zajął się zaś pan Stanisław Pogorzelski – wspominała Krystyna Tomkiel. - Pan Czarnocki, znany w Miedznie kowal, doprowadził uszkodzony dzwon - sygnaturkę do dobrego stanu, a jego praca była na tyle udana, że Niemcy nie zauważyli podstępu. Do Sokołowa Podlaskiego wywieziono wówczas również jeden z trzech dzwonów, tych o prawdziwej wartości. Pozostałe dwa, które dziś nam tak pięknie dzwonią, zostały wówczas dobrze ukryte.

Zamknęli księdza proboszcza, a dzwony zdjęli i ukryli

Akcja zdejmowania dzwonów i ich wywiezienia była ogromnie ryzykowną i trudną operacją. Pamiętajmy, że większy dzwon waży 1200 kg, mniejszy tylko nieco mniej. Parafianie, którzy zajęli się ich ratowaniem, do dyspozycji mieli jedynie wóz konny i siłę własnych mięśni. W każdej chwili mogli pojawić się Niemcy, a i ryzyko donosu było ogromne. Ale, na szczęście,wszystko się udało.

Dzwony zdjęli z dzwonnicy Henryk Bielecki z Wólki Miedzyńskiej, Edward Filipek z Żeleźnik, Henryk Okulus z Miedzny i dowodzący całą operacją Stanisław Pogorzelski z Orzeszówki. Przy zdejmowaniu dzwonów wykorzystano jedynie „bloczek” pożyczony od Nowoszewskiego z Miedzny. Dzwony zdjęto, włożono na furmankę i wywieziono w bezpieczne miejsce.

W Miedznie krąży też opowieść, jakoby przeciwny ukrywaniu dzwonów był ówczesny proboszcz ks. Antoni Przystupa (1938-1945). Był on świadomy, co grozi jego parafianom, gdyby Niemcy odkryli podstęp i dowiedzieli się o ukryciu dzwonów. Nie chciał, by ludzie ryzykowali życiem, a rodziny utratą najbliższych, by ratować cenne, ale jednak tylko przedmioty. By rozwiać te obawy i zrobić swoje, członkowie Rady Parafialnej na czas ratowania dzwonów... mieli zamknąć księdza na plebanii i wypuścić dopiero, gdy akcję zakończono.

Przetrwały wojnę, nadal biją

Co działo się z dzwonami w czasie wojny? Jak wyjaśniają córki Stanisława Pogorzelskiego, Zofia i Elżbieta, leżały zakopane na podwórku w Orzeszówce, przy drewnianym budynku. Miejsce to przykryto drewnem do rąbania i gałęziami. Dzwony szczęśliwie przetrwały w ukryciu całą niemiecką okupację. Miedzna w 1943 przeszła niemiecką pacyfikację, wielu mieszkańców aresztowano i wywieziono na przymusowe roboty do Niemiec. Po wyzwoleniu naszych terenów przez Armię Czerwoną w sierpniu 1944 r. zaczęły się z kolei aresztowania żołnierzy AK.

Po wojnie z inicjatywy nowego proboszcza, ks. Piotra Denejki (1947-1955) dzwony odkopano i uroczyście sprowadzono do Miedzny. Dziś wiszą w murowanej dzwonnicy, zbudowanej w latach 80. ubiegłego wieku.

W ramach ciekawostki dodać jeszcze można, że charakterystyczna stara drewniana dzwonnica, w której przez dwa wieki wisiały miedzeńskie dzwony w latach 90. została przeniesiona do skansenu w Suchej w gminie Grębków. Niedawno można ją było oglądać w telewizyjnym serialu „Dom pod Dwoma Orłami”, gdzie posłużyła jako miejsce nagrywania scen do wątku o Rzezi Wołyńskiej.

Stanisław Pogorzelski to także „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”

Rolnik z Orzeszówki, który na swoim podwórku przechowywał miedzeńskie dzwony, był postacią nietuzinkową. Urodził się 15 września 1907 r. Przed wojną służył w wojsku jako celowniczy dział dalekiego zasięgu. Przez jakiś czas przebywał na Podhalu i zafascynowany tamtejszą architekturą w 1937 r. postawił w swoim gospodarstwie budynki inspirowane stylem góralskim (stoją do dziś). Był utalentowanym stolarzem i rzeźbiarzem. A i gospodarstwo rolne prowadził w nowoczesny sposób. Tym też zwrócił uwagę Niemców, którzy po wkroczeniu do Orzeszówki zajęli część jego domu na sztab, a oborę na kwaterę dla żołnierzy. W gospodarstwie Stanisława Pogorzelskiego pojawił się nawet kiedyś osobiście Ernst Gramss, zainteresowany tematem hodowli lisów.

W tym samym domu, w którym stacjonowali okupanci, Stanisław Pogorzelski przez kilkanaście miesięcy ukrywał grupę Żydów.

- W sierpniu 1943 r. Gustaw Baraks, Henryk Klein, Henoch Brener, Stanisław Kohen, Albert Kohen oraz Szaja Lachman uciekli z obozu w Treblince. Błąkali się przez sześć dni po lesie, aż natknęli się na Stanisława Pogorzelskiego, młodego rolnika z pobliskiej wsi Orzeszówka, wiozącego drewno – czytamy na łamach książki „Dam im imię na wieki. Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów” autorstwa Edwarda Kopówki i ks. Pawła Rytel-Andrianika. - Uciekinierzy poprosili go o pomoc, a on ukrył ich w wozie i zawiózł do swojego domu. Powiedział o wszystkim ojcu Julianowi i razem zdecydowali się ukryć Żydów. Przygotowali im kilka kryjówek w swoim gospodarstwie. Żydzi przebywali u Pogorzelskich prawie rok. Stanisław i Julian przynosili im pożywienie oraz dbali o ich zdrowie, dostarczając niezbędne leki. Heniek Klein zachorował jednak na gruźlicę i zmarł. Został pochowany w pobliżu domu Pogorzelskich. Jedna z uratowanych osób w następujących słowach wspomina pobyt u Pogorzelskich: „Trudno nawet wyobrazić sobie ich poświęcenie. Zapewniali nam wszystko, czego potrzebowaliśmy”. Po wojnie Gustaw Baraks i Stanisław Kohen wyjechali do Izraela, Henoch Brener i Szaja Lachman do Stanów Zjednoczonych, a Albert Kohen do Francji – piszą autorzy książki.

Co stałoby się, gdyby Niemcy odkryli ukrywających się? Cała rodzina Pogorzelskich (Stanisław w 1944 r. ożenił się) zostałaby natychmiast rozstrzelana, jak stało się to z rodziną Ulmów.

O swoich wybawcach Żydzi nie zapomnieli, po wojnie utrzymywali z nimi kontakt. Stanisław Pogorzelski i jego ojciec Julian 8 lipca 1969 r. zostali uhonorowani tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Dom w Orzeszówce wciąż stoi

Stanisław Pogorzelski zmarł 16 listopada 1980 r. Jego trumnę na miedzeński cmentarz odprowadzano przy dźwięku dzwonów, które uratował. Rodzina z nutką żalu wspomina jednak, że biły krótko, za krótko, bo tylko przy opuszczaniu terenu kościelnego. A żegnały przecież wyjątkową postać.

W Orzeszówce wciąż stoi dom, w którym mieszkał Stanisław Pogorzelski i budynki gospodarcze z lat 30. Dzięki uprzejmości córek, miałam okazję obejrzeć skrytkę, w której ukrywali się Żydzi. Była to najniższa część zbudowanego z cegieł kanału dymowego w drewnianym domu, do której ukrywający się wchodzili przez piec kuchenny - zdejmowano blat z fajerkami. Kryjówka wymyślona była w tak sprytny sposób, że urzędujący w tym samym domu Niemcy nie mieli pojęcia o jej istnieniu, mimo że znajdowali się tak blisko niej, zaledwie 2-3 metry.

Oddali hołd po latach

Na pamiątkowej tablicy umieszczonej we wrześniu 2025 r. na ścianie dzwonnicy w Miedznie znalazły się proste, ale piękne słowa: „Dzwony wiszące w tej dzwonnicy, które swym donośnym głosem wzywają nas do modlitwy i żegnają naszych bliskich odchodzących do Pana, uratował przed niemieckim grabieżcą w 1939 r., narażając swoje życie nasz parafianin, mieszkaniec Orzeszówki Stanisław Pogorzelski. Przechował je przez cały okres okupacji hitlerowskiej naszej Ojczyzny. Niech Bóg wynagrodzi śp. Stanisławowi ten bohaterski czyn. Po wojnie dzwony zostały ponownie zawieszone na drewnianej wówczas dzwonnicy, by swoim głosem przypominać nam o istnieniu naszego Kościoła, Naszej Parafii, Naszego Boga. Z nieustającą pamięcią Wdzięczni Parafianie”.

Tablicę w niedzielę, 14 września, poświęcił proboszcz parafii w Miedznie ks. kan. Jarosław Górski. Z inicjatywą jej umieszczenia wyszli dwaj mieszkańcy Woli Orzeszowskiej – Kazimierz Gontarz i Szymon Bartnik.

- Mój ojciec był świadkiem, jak po zakończeniu II wojny światowej ówczesny proboszcz parafii w Miedznie ks. Piotr Denejko, dziękując Stanisławowi Pogorzelskiemu za przechowanie dzwonów powiedział, że jego czyny zostaną złotymi zgłoskami zapisane na pamiątkowej tablicy. Lata mijały, zmarł sam Stanisław Pogorzelski i wielu świadków wojennych wydarzeń, które zaczęły się zacierać w ludzkiej pamięci. Trzeba było to przypomnieć – mówi Kazimierz Gontarz.

Autor słów na pamiątkowej tablicy, Szymon Bartnik, wystąpił z propozycją upamiętnienia Stanisława Pogorzelskiego do obecnego księdza proboszcza i spotkało się to z szybką i przychylną reakcją.

- Dziękujemy księdzu proboszczowi Jarosławowi Górskiemu, że po 80. latach od zakończenia wojny pomógł ocalić od zapomnienia piękną historię. Jej bohaterami są mieszkańcy naszej parafii, ludzie, którzy ryzykowali własnym życiem, by ocalić coś, co było ważne dla wielu pokoleń. Pokazali, że nie godzą się na niszczenie naszej tradycji. Rolą kolejnych pokoleń jest, by o takich postawach nie zapominać – dodaje Szymon Bartnik.

©Wykorzystywanie w innych publikacjach tylko za zgodą redakcji

Miejsce zdarzenia mapa Sokołów Podlaski

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 02/11/2025 21:47
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo




Reklama
Wróć do