Reklama

Jest w orkiestrach dętych jakaś siła...

29/05/2014 21:05

... śpiewała m.in. na koncercie Estrady Warszawskiej w Powiatowym Domu Kultury w Sokołowie Halina Kunicka. Koncert prowadził legendarny konferansjer Lucjan Kydryński - mąż znakomitej piosenkarki.

... śpiewała m.in. na koncercie Estrady Warszawskiej w Powiatowym Domu Kultury w Sokołowie Halina Kunicka. Koncert prowadził legendarny konferansjer Lucjan Kydryński - mąż znakomitej piosenkarki.

To prawdziwa piosenka. W wykonaniu Kunickiej stała się szlagierem czasów PRL. Bilety na koncert kosztowały po 15 i po 17 zł, z czego połowę lub w całości pokrywały rady zakładowe związków zawodowych.

Zamiast na koncert - pod "Bociany"

Bywało, że obdarowani darmowymi biletami pracownicy zakładów przed domem kultury odsprzedawali je miłośnikom muzyki, rezygnując z koncertu na rzecz wizyty w pobliskim sklepie monopolowym o wdzięcznej nawie ?Bociany?. Cóż było robić? Klasa robotnicza mimo wielu udogodnień i zachęt nie zawsze dawała się skusić na obcowanie z kulturą. Za to w sprawozdaniach wszystko grało.

Nigdy nie brakowało widzów na koncertach i spektaklach teatralnych. W Sokołowie koncertowali największe polskie i zagraniczne gwiazdy estrady. W sali widowiskowej, mającej 420 miejsc, upychało się na dostawionych krzesłach nawet 600 widzów. Sokołowianie zapewne pamiętają koncerty orkiestry Polskiego Radia Stefana Rachonia z Ireną Santor, czechosłowackiej orkiestry Gustawa Broma z Helena Vondraczkową i Karelem Gottem, węgierskiego zespołu z czołówki światowej listy przebojów ?Lokomotiv", orkiestry i chóru filharmoników z Nowosybirska odległego od Sokołowa o, bagatela, 6 000 km.

Dlaczego bez sukcesów?

Miłośnicy instrumentów dętych wspominają koncerty na stadionie reprezentacyjnych orkiestr Wojska Polskiego, orkiestr milicyjnych, strażackich i zakładowych, grających na kolejnych festiwalach orkiestr dętych województwa siedleckiego. Honoru naszego miasta broniła na tych konkursach orkiestra Ochotniczej Straży Pożarnej. Niestety, bez większych sukcesów, z wyjątkiem 4. miejsca w 1979 roku i nagrody w wysokości 10 000 zł na Wojewódzkim Festiwalu Orkiestr OSP w Siedlcach.

Bywało mi przykro, gdy wśród zespołów nagradzanych dyplomami, pieniędzmi i instrumentami muzycznymi brakowało muzyków z Sokołowa. Najczęściej łowcami nagród były orkiestry z Siedlec, Łukowa, Garwolina, Mińska Mazowieckiego i? Stoczka Łukowskiego.

Najbardziej oczekiwanymi nagrodami były instrumenty muzyczne. W tamtych czasach nieosiągalne. Raz udało się zdobyć dwie trąbki i klarnet przemycony z Czechosłowacji przez wicewojewodę dr Marka Zelenta, który wymienił z czeskimi pożarnikami poszukiwane przez nich strażackie węże na instrumenty firmy Amati.

Dociekałem przyczyn słabego poziomu naszych orkiestr w odniesieniu do czeskich i słowackich "dychowek? w rozmowach z fachowcami Markiem Zajfrydem ? kapelmistrzem orkiestry garnizonu siedleckiego, Maćkiem Dziekońskim ? instruktorem muzyki w Centrum Kultury i Sztuki, Konstantym Domagałą - organizatorem i dyrektorem Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia w Siedlcach. Z rozmów tych wynikało jedno: Sokołów nie prowadzi żadnej formy kształcenia muzycznego dzieci i młodzieży. Nie prowadzi, bo nie ma kadr - nauczycieli muzyki, kapelmistrzów, instruktorów muzyki. Władze miasta i powiatu przypominajły sobie o orkiestrze, gdy trzeba kogoś z zasłużonych odprowadzić na wieczny spoczynek bądź zagrać hymn na akademii, czy marsza na defiladzie. Żeby zapewnić mieszkanie i zatrudnienie dobremu kapelmistrzowi, to był problem zbyt trudny do rozwiązania. Jak czytam kroniki OSP, kiedyś, w daleko trudniejszych czasach, radzono sobie lepiej ze wszystkimi problemami. Zdobywano nowe i remontowano stare instrumenty muzyczne. W sobotnio-niedzielne popołudnia grano walce, polonezy i marsze w altanie na skwerze przy ulicy Kilińskiego. Nawet w czasie okupacji orkiestra dęta OSP grała w Sokołowie, dając przykrywkę wielu druhom zaangażowanym w działalność konspiracyjną,j ak np. dh. Aleksandrowi Zadrożnemu, prowadzącemu prace wywiadowczą dla AK w niemieckim szpitalu, mieszczącym się w budynku Gimnazjum Salezjanów (dziś siedziba sądu).

Ważne nazwiska

Jaka jest kondycja i poziom artystyczny orkiestry dzisiaj ? nie wiem. Wiem natomiast, że jak każda forma aktywności społecznej, orkiestra ta zasługuje na szacunek i konkretną pomoc. Z szacunku dla ich społecznej pracy, by ocalić od zapomnienia, przywołuję nazwiska kolejnych kapelmistrzów sokołowskiej orkiestry.

W czasie pierwszej wojny światowej, dzieląc czas na pełnienie obowiązków Straży Obywatelskiej i próby orkiestry, w drewnianej remizie przy ulicy Kosowskiej kierował orkiestrą dh Władysław Włodarski, a pomagał mu grający na wielu instrumentach dh Kazimierz Stefaniak. Następnie batutę przejęli druhowie Aleksander Michalak i Józef Szwalbe. Ze zbiórek społecznych kupiono kilka instrumentów, umożliwiających wzrost liczebny orkiestry do 30 muzyków. Dobrze szkolony i prowadzony zespól uzyskał w 1937 roku bardzo wysoki poziom muzyczny. Dyrygował wówczas orkiestrą Wiktor Langowski ? ojciec mojego przyjaciela z dzieciństwa - Michała. Orkiestra była angażowana na uroczystości państwowe i religijne. Grała w kościołach, na majówkach, zabawach i loteriach. Posiadała własną świetlice z szafami na instrumenty oraz pulpity krzesła i mundury. Próby odbywały się budynku magistratu przy ulicy Długiej.

Po okupacji, już 1946 roku, Aleksander Zadrożny, Mieczysław Leoniak i Wiktor Teleńczuk zdecydowali się zbierać datki pieniężne na zakup i remont instrumentów. Przez okres zimy 1946/47 zebrano na ten cel 97 280 zł, co daje dobre świadectwo ofiarności, przecież biednych sokołowian. Józef Pietrzykowski, Tadeusz Jastrzębski i Jan Królikowski przekazali na wyposażenie orkiestry klarnet, waltornie i altówkę. W kwietniu 1946 roku na rezurekcji w kościele św. Rocha orkiestra zagrała swój pierwszy po wojnie koncert. Słuchając ?Jeszcze Polska nie zginęła? i ?Roty? wielu sokołowianom popłynęły z oczu łzy. Gratulacjom i podziękowaniom nie było końca. Po nabożeństwie, przy dźwiękach starych marszów i piosenek mieszkańcy Sokołowa tłumnie odprowadzili orkiestrę do jej siedziby.

Projektory za instrumenty

Kolejnymi dyrygentami aż do 1953 roku byli Władysław Prus, Stefan Fronczak, Bronisław Siennicki, Józef Piszczyk i Jan Michalski. W tymże roku z orkiestry odeszli wyszkoleni w niej młodzi muzycy m.in. Stefan Kupisz,Włodek Armanowski, Zbyszek Tomczuk, Edek Świsłowski - do organizowanej na polecenie władz orkiestry hufca ?Służby Polsce". Po rozwiązaniu tej formacji, mającej wielki wkład w dzieło odbudowy zniszczonego wojną i okupacją kraju, orkiestra przestała istnieć, a jej wyposażenie przekazano do Państwowych Ośrodków Maszynowych w Nowym Dworze i w Sokołowie.

W 1957 roku Wydział Kultury i Sztuki PPRN przekazał zarządowi OSP 37 instrumentów przejętych z POM-u, z których ledwie 17 nadawało się do użytku. Po kilkuletnie przerwie, pod batutą Wiktora Langowskiego, orkiestra Ochotniczej Straży Pożarnej w Sokołowie rozpoczęła próby i szkolenie nowych członków. Z powodu postępującego niedowładu prawej ręki Wiktor Langowski zmuszony był przekazać batutę Kazimierzowi Dubniakowi.

Do 1978 roku Sokołów miał dwie orkiestry. Drugą była też strażacka orkiestra Cukrowni Sokołów, rozwiązana z powodu braku pieniędzy przez sponsora, jakim był największy wówczas zakład pracy w Sokołowie. Prezes Powiatowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych pan Lucjan Marasek zdecydował o połączeniu obu orkiestr. Skrupulatni księgowi Cukrowni nie godzili się jednak na przekazanie instrumentów. Na prośbę Lucjana Maraska podjąłem negocjację w tej sprawie z p. Zbigniewem Trompczyńskim, kierownikiem klubu ?Cukrownik?. Kino w klubie wyposażone było w projektory 16 M/M co ograniczało dostęp do wielu fabularnych filmów. Zakupiłem i przekazałem klubowi dwa radzieckie projektory K N-35.W zamian klub przekazał orkiestrze cały zestaw doskonałych instrumentów.

Pozostał problem znalezienia fachowego dyrygenta. Udało mi się namówić na to stanowisko por. mgr. Marka Zajfryda, prowadzącego orkiestrę garnizonową WP w Siedlcach. Ale o wybitnie uzdolnionego młodego dyrygenta upomniało się wojsko i powierzyło mu prowadzenie reprezentacyjnej orkiestry podhalańczyków w Krakowie. Odtąd mogliśmy jedynie podziwiać maestrię i kunszt tej orkiestry w transmitowanych przez TV musztrach paradnych.

Muzyka łagodzi obyczaje...

"Jest w orkiestrach dętych jakaś siła?. To prawda. Trzeba ją tylko wyzwolić i upowszechnić. Wtedy wszyscy, i grający, i słuchający poczują się silniejsi i weselsi. Teraz jest o wiele łatwiej. Nie ma problemów z nabyciem instrumentów, nie ma problemów z dyrygentami. Lokalami na próby i występy. Czemu więc tak rzadko słychać na ulicach, parkach i w lokalach Sokołowa muzykę? Powinni o tym pomyśleć ludzie odpowiedzialni za kulturę i kondycje społeczną. Wszak muzyka łagodzi obyczaje. Te zaś nie są u nas najlepsze....

WACŁAW KRUSZEWSKI

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo




Reklama
Wróć do