
Leszek Litwiniak z Bielan twierdzi, że pobił go policjant. Funkcjonariusz wyjaśnia, że bronił się przed agresją i musiał użyć miotacza gazu. Sokołowska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie, choć nie przesłuchała pobitego. Policjanci z posterunku, w którym pracuje funkcjonariusz nie zdołali bowiem dostarczyć zainteresowanemu wezwania. - Nikt nie wysyłał mi żadnych wezwań - twierdzi Litwiniak.
Leszek Litwiniak z Bielan twierdzi, że pobił go policjant. Funkcjonariusz wyjaśnia, że bronił się przed agresją i musiał użyć miotacza gazu. Sokołowska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie, choć nie przesłuchała pobitego. Policjanci z posterunku, w którym pracuje funkcjonariusz nie zdołali bowiem dostarczyć zainteresowanemu wezwania. - Nikt nie wysyłał mi żadnych wezwań - twierdzi Litwiniak.
Mazowiecki Szpital Wojewódzki w Siedlcach zawiadomił 15 czerwca z urzędu prokuraturę, że dzień wcześniej na oddział został przyjęty Leszek Litwiniak. 67-letni mężczyzna trafił do placówki z powodu "urazu lewego oka po pobiciu 14 czerwca 2014 r. między godz. 11 a 12 w miejscowości Bielany Jarosławy przez nieznanych osobników". W szpitalu był do 16 czerwca.
Wersja pobitego
Pokrzywdzony mieszka w Bielanach Jarosławach, w starym drewniaku. Twierdzi, że 14 czerwca pojechał rowerem do Sokołowa na zakupy, a w tym czasie policjant z posterunku w Repkach wybił w drzwiach dwie deski, wszedł do jego domu i uderzył przebywającą w nim niepełnosprawną mieszkankę Aleksandrowa Łódzkiego, która ma trudności z mówieniem. Litwiniak podkreśla, że sprawuje opiekę nad kobietą na podstawie pełnomocnictwa notarialnego.
- Gdy wracałem rowerem i byłem już w Bielanach, ten sam policjant zajechał mi drogę radiowozem. Zatrzymał mnie, wyzywał i zaatakował gazem. Była to ciecz lejąca się po oczach, dwa razy użył paralizatora. Później mnie kopał, a na koniec odciągnął na pobocze, rower też przeciągnął. Groził mi przy tym, w końcu odjechał. Po jakichś 20 minutach doszedłem do siebie, choć miałem problemy ze wzrokiem. Dowlokłem się z rowerem do domu - opowiada Leszek Litwiniak. (?)
Wersja policjanta
Odmienną wersję wydarzeń przedstawia policjant. Do prokuratury trafiły jego 1,5-stronicowe wyjaśnienia opisujące szczegóły zajścia z 14 czerwca. (?)
Policjant twierdzi, że deski w drzwiach domu Leszka Litwiniaka były zniszczone, gdy wchodził do budynku. A gdy spotkał mężczyznę jadącego rowerem i próbował pytać o mieszkankę Aleksandrowa, usłyszał stek wulgaryzmów i wyzwisk pod swoim adresem, m.in. kilkakrotnie słowa "bandyta" oraz "gestapo" i "mafia". Ponieważ 67-latek był agresywny, funkcjonariusz użył chwytów obezwładniających i w końcu gazu pieprzowego. Twierdzi, że udzielił mężczyźnie pomocy (przemył wodą oczy), a gdy od mieszkańca Bielan usłyszał, że odmawia on pomocy lekarskiej - odjechał. O zajściu poinformował przełożonych.
Wkracza prokuratura
Sytuacja dla śledczych, którym sprawę przyszło wyjaśniać łatwa nie jest. Ale czy w tym przypadku Prokuratura Rejonowa w Sokołowie Podlaskim, zrobiła wszystko, by wszystkie okoliczności rzetelnie wyjaśnić? (?)
W uzasadnieniu decyzji o odmowie wszczęcia śledztwa prokurator z Sokołowa napisał m.in., że nie udało się przesłuchać mieszkańca Bielan. Powód? Kilkukrotne próby doręczenia wezwań "nie przyniosły pozytywnego rezultatu". Sęk w tym, że doręczaniem owych zajmowali się? funkcjonariusze policji z KPP.
- Próba ustalenia czy pokrzywdzony przebywa w miejscu zamieszkania i próba doręczenia wezwania do stawiennictwa jest czynnością czysto techniczną, pozostającą bez wpływu na materiał dowodowy podlegający ocenie prokuratora. Nie było żadnych powodów, aby odstąpić od polecenia policjantom z Repek wykonania tej czynności - tłumaczy Krystyna Gołąbek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Siedlcach.
- Nikt nie wysyłał mi żadnych zawiadomień i wezwań - twierdzi natomiast Litwiniak. (?)
BOŻENA GONTARZ
Cały tekst w papierowym wydaniu Życia Siedleckiego
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie