Reklama

Trudno dziś nie czuć żalu...

13/11/2014 14:00

Rozmowa z dr Teresą Dąbrowską, lekarzem od 40 lat ratującym życie noworodków z regionu, twórcą oraz wieloletnią ordynator Oddziału Patologii, Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka Szpitala Powiatowego w Sokołowie Podlaskim i kandydatką KWW Wspólnota Samorządowa ? Powiat Sokołowski do Rady Powiatu Sokołowskiego.

Rozmowa z dr Teresą Dąbrowską, lekarzem od 40 lat ratującym życie noworodków z regionu, twórcą oraz wieloletnią ordynator Oddziału Patologii, Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka Szpitala Powiatowego w Sokołowie Podlaskim i kandydatką KWW Wspólnota Samorządowa ? Powiat Sokołowski do Rady Powiatu Sokołowskiego.

Cztery lata temu gdy żegnała się Pani z mandatem radnej powiatowej, zapowiadała Pani swoje rozstanie z samorządem...

Rzeczywiście, nie przypuszczałam, że jeszcze kiedyś wystartuję w wyborach. Cztery lata temu zdecydowałam, że kończę działalność w samorządzie. Mój mąż Stanisław zmagał się z ciężką chorobą, chciałam poświęcić Mu więcej czasu. Mąż zmarł w styczniu tego roku, mimo poważnych problemów ze zdrowiem do końca starał się pracować i pozostał I Prezesem Sądu Najwyższego. Miałam też niemiłe doświadczenia z pracy w radzie w dwóch kadencjach, kiedy byłam wielokrotnie oskarżana przez radnych z SLD i PSL w związku z łączeniem przeze mnie mandatu radnej z funkcją zastępcy dyrektora ds. lecznictwa w SP ZOZ. Osoby te używały rozmaitych nacisków, by osiągnąć swój cel, jeździły nawet do Warszawy. Zawiadomienie do Prokuratury Generalnej złożył ówczesny radny Jarosław Puścion już po umorzeniu sprawy przez prokuraturę w Sokołowie. W sumie prowadzona była ona przez kilka lat ? przez policję, prokuraturę i sąd, bo radni SLD i PSL bezzasadnie ponawiali swoje zarzuty. Komuś zależało, żeby mnie upokorzyć...

Skąd zatem decyzja o tym, żeby ponownie ubiegać się o mandat?

Cztery lata temu wydawało się, że sytuacja finansowa SP ZOZ jest stabilna. Rok 2010, ostatni pod kierownictwem dyrektora Tadeusza Ciołkowskiego i moim zamknął się niewielkim, ale zyskiem. Wieloletnia konsekwentna polityka dyrekcji pozwoliła wyjść z długów, jakie odziedziczyliśmy jeszcze po poprzednikach. Dobra współpraca z władzami powiatu sprawiła m.in., że budynek szpitala przeszedł termomodernizację, remontowane były oddziały, kupowany był nowy sprzęt. Jak się jednak okazało, wszystko to można było łatwo zniszczyć. Wystarczyło, że do władzy doszła nowa koalicja...

...a w szpitalu zaczął rządzić nowy dyrektor, Krzysztof Lubiński, przywieziony w ?zielonej teczce? z Ciechanowa?

Tych korzeni politycznych nikt by mu na pewno nie wypominał, gdyby okazał się dobrym fachowcem i skutecznym menedżerem. Kiedy zobaczyłam, jak wygląda sytuacja i próbowano zmusić mnie do złożenia podpisów na dokumentach poświadczających rzekome nieprawidłowości w poprzednich latach, złożyłam rezygnację z funkcji zastępcy dyrektora ds. lecznictwa w SP ZOZ. To, co pokazał Krzysztof Lubiński jako dyrektor, nazwać można katastrofą. Tworzenie nowych etatów, nieracjonalne decyzje dotyczące organizacji szpitala doprowadziły do lawinowego narastania długów. Dyrektorowi sekundowały dzielnie dwie panie: lekarka Monika Landzberg, którą powołał na kierownika poradni specjalistycznych i szefowa działu organizacyjnego Edyta Andryszczyk. Udowadnianie na siłę, że jako poprzednia dyrekcja dopuściliśmy się nieprawidłowości i zgłoszenie tego do prokuratury nie wykazało, byśmy odpowiadali za złamanie prawa. To oskarżający ściągnęli na siebie dodatkowe kłopoty w postaci 400-tysięcznej kary dla placówki ze strony NFZ. Do tego w Internecie rozpętana została kampania nienawiści, oskarżeń i pomówień, także pod moim adresem. Przez osoby, które pisały anonimowo, a posługując się takimi metodami szkodziły wizerunkowi całego szpitala. Krzysztof Lubiński kierował sokołowskim SP ZOZ nieco ponad rok, a zostawił szpital z gigantycznym długiem. Nie wytrzymali w końcu pracownicy, którzy widzieli realne zagrożenie dla dalszego istnienia placówki. Przyszliśmy na sesję rady powiatu i wymusiliśmy odwołanie nieudolnego dyrektora. Ale skutki jego nieodpowiedzialnej polityki widać do dziś. Jednak żadna z osób odpowiedzialnych za katastrofalną sytuację naszego szpitala nie poniosła do dziś konsekwencji.

Nowa dyrektor Ewa Wojciechowska restrukturyzuje, tnie koszty, zwalnia pracowników. Pani też padła ofiarą takiej polityki...

Popieram restrukturyzację szpitala i obniżanie kosztów. Co więcej, sama od kilku lat skróciłam sobie czas pracy, żeby nie obciążać placówki. Wychodziłam również z innymi propozycjami obniżenia wydatków, ale nie zostały one wdrożone. Dziwię się, że nie działają proste zasady ekonomii i mimo tego, że nasz oddział wraz z karetką N jako jeden z nielicznych, a często jedyny przynosi zyski szpitalowi, nie jest doceniany również finansowo. Zastanawiam się, według jakiego klucza określa się wynagrodzenia pracowników i kierowników poszczególnych oddziałów. Dyrektor stworzyła bardzo niepewną dla mnie sytuację i obawiam się, że od 1 stycznia 2015 r. będę pozbawiona możliwości kierowania oddziałem

Czym lekarz z 44-letnim stażem pracy, twórca sokołowskiej neonatologii zasłużyła sobie na taką decyzję?

Chyba tylko tym, że twardo walczyłam o mój oddział, który jest niezwykle potrzebny dla małych pacjentów. Sprzeciwiłam się pomysłom pani dyrektor o przeniesieniu nas na inne piętro, bo nie widzę jakiegokolwiek racjonalnego powodu, który uzasadniałby przeprowadzkę i przenoszenie całego, drogiego sprzętu, który wykorzystujemy, ponoszenia kosztów adaptacji nowych pomieszczeń z niszczeniem obecnie zajmowanych. Ostro protestowałam przeciwko zmniejszeniu z 15 do 9 liczby łóżek na oddziale, ale bez skutku. Dobra sytuacja finansowa oddziału nie daje racjonalnych powodów do ograniczania jego działalności. Jako lekarze jesteśmy powołani do tego, by ratować życie i zdrowie ludzi. Nie możemy zajmowania się pacjentem w szpitalu zaczynać od kalkulacji: czy nam to się opłaca. Kolejny raz walczę o moich małych pacjentów i nie pierwszy raz narażam się z tego powodu decydentom. W 1986 r. negatywnie oceniła moje zaangażowanie egzekutywa sokołowskiego PZPR. 12 lat później musiałam stoczyć ostrą walkę o to, by utrzymać w Sokołowie specjalistyczny oddział dla noworodków. Najwyraźniej teraz znów mamy sytuację, że urzędnicze wyliczenia biorą górę nad dobrem pacjentów. Wyjątkowo bezbronnych pacjentów.

Na czym polega wyjątkowość sokołowskiego Oddziału Patologii Noworodka?

To, co dziś mamy to efekt blisko 40 lat ciężkiej pracy mojej i moich współpracowników. Trudnych starań o pieniądze i sprzęt. W 1978 r., gdy rozpoczęłam samodzielną pracę na Oddziale Noworodkowym w Sokołowie Podlaskim, jeszcze w starym budynku na Przeździatce, ówczesna dyrekcja powstrzymała mnie przed odejściem do szpitala w Węgrowie. Wiedziałam, że muszę zrobić coś, żeby ograniczyć wysoką umieralność noworodków, jaką notowano w ówczesnym województwie siedleckim. Wypisywanie karty zgonu było dramatem nie tylko dla rodziców zmarłego dziecka, ale także dla mnie i to było motorem mojego działania przez lata. Zaczęłam wdrażać nowoczesne metody leczenia, dążyć do zabezpieczenia odpowiedniego transportu noworodków, rozpoczęłam poszukiwanie sprzętu. Krokiem milowym było oddanie w 1985 r. nowego budynku szpitala, choć trudności wciąż było wiele. Bo np. zainstalowano przestarzałe wanienki do kąpieli noworodków bez odpływu wody, a wybicie kawałka muru i wstawienie szyby, po to, żeby pielęgniarkom łatwiej było obserwować wcześniaki wymagało wielomiesięcznych próśb do dyrektora. O wszystko trzeba było walczyć, także o wprowadzanie nowoczesnych metod pielęgnacji i leczenia noworodków. Byliśmy pierwszym szpitalem w województwie siedleckim, który wprowadził system rooming in ? po urodzeniu dziecko przebywa cały czas z matką, a nie umieszcza się go w jednej wspólnej sali z innymi maluchami. Pozwala to m.in. ograniczyć liczbę zakażeń wewnątrzszpitalnych. System ten, którego zalety miałam okazję poznać m.in. podczas stypendium w USA, początkowo budził opór wśród sokołowskich położników. Kolejny etap mojej pracy to otwarcie w styczniu 1991 r. w sokołowskim szpitalu Wojewódzkiego Oddziału Patologii Noworodka, jedynego na terenie trzech województw: siedleckiego, ostrołęckiego i ciechanowskiego. Trzy lata później wywalczyłam uruchomienie niezwykle potrzebnej pracowni bakteriologicznej. Ale te otwarcia poprzedzone były wieloletnim pukaniem do drzwi rozmaitych decydentów, szukaniem pieniędzy i wsparcia. Teraz pomieszczenia pracowni są zamknięte, a okrojona bakteriologia funkcjonuje w laboratorium, generując wyższe koszty.

Pani jednak wykorzystywała chyba każdą okazję, żeby zdobyć pieniądze i sprzęt dla oddziału. A urządzenia, które pomagają ratować życie noworodków są niezwykle drogie?

Starałam się wykorzystać każdą możliwość. Pierwszy inkubator transportowy sprowadziliśmy ze szpitala na Hożej w Warszawie. Stał tam 2 lata nieużywany na strychu. Na początku lat 90. cennego poparcia w staraniach o pieniądze na stworzenie OWPN udzielił nam biskup siedlecki Jan Mazur oraz Solidarność, otrzymaliśmy poważne wsparcie z Funduszu Daru Narodowego T. Mazowieckiego, Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci oraz z Instytutu Matki i Dziecka. Bardzo drogi sprzęt przekazała Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Były to m.in. inkubator, respiratory, monitory, a wreszcie supernowoczesny ultrasonograf wart 400 tys. zł. Wsparła nas szwedzka organizacja charytatywna, przekazując specjalistyczny ambulans volvo do przewozu ciężko chorych. Ten prezent dobrze zapamiętałam, bo żeby załatwić wszelkie formalności związane ze sprowadzeniem pojazdu dwa dni spędziłam w Urzędzie Celnym w Siedlcach. W 2008 r. Fundacja TVN Nie jesteś Sam część dochodu z charytatywnego meczu piłkarskiego gwiazd TVN z reprezentacją Sejmu przekazała na zakup karetki N dla naszego oddziału.

Długo mogłabym opowiadać i o sprzęcie, który ratuje życie naszym wcześniakom czy noworodkom, i o dzieciach, które leczymy. Trafiają do nas maleństwa z poważnymi problemami zdrowotnymi ze znacznego obszaru Mazowsza i części Podlasia. Z niewydolnością oddechową, z powodu wcześniactwa, wad wrodzonych. Najmniejsze dziecko, jakie udało nam się uratować, ważyło zaledwie 600 gramów. Ratowaliśmy też maluchy, które urodziły się w 25 tygodniu ciąży.

Nowoczesny sprzęt jest cenny, ale cenni są specjaliści, którzy pracują na oddziale i którzy u nas się szkolili. Większość sokołowskich i część siedleckich neonatologów ? 9 osób ? robiło specjalizację pod moim kierownictwem, odbyło wiele szkoleń. Wyróżnić chciałabym tu dwie osoby, które zawsze ze mną pracowały i są osobami niezwykle doświadczonymi. To moja zastępczyni Anna Bala oraz Urszula Skibniewska. Wartość oddziału bardzo podnoszą też kompetentne pielęgniarki. Biorąc pod uwagę sprzęt i fachowców ? mogę z całą pewnością stwierdzić, że mamy w Sokołowie oddział dorównujący poziomem leczenia noworodków ośrodkom z bogatych państw Europy Zachodniej. Trudno dziś nie czuć żalu, jeśli na koniec tak zostałam potraktowana przez obecną dyrekcję?

Czego żal najbardziej?

Przede wszystkim noworodków. Jeśli przyjdzie na moje miejsce nieodpowiednia osoba, może szybko zaprzepaścić pozycję sokołowskiej neonatologii, którą budowaliśmy przez dziesięciolecia. Nieprzypadkowo trafiały do nas dzieci nawet z Warszawy ? mamy ugruntowaną pozycję jako ośrodek neonatologii. W pracy na naszym oddziale niezwykle ważne oprócz wiedzy jest doświadczenie - a to zdobywa się latami. W 1978 r. byłam młodą lekarką, ale dyrekcja szpitala mocno zabiegała, by mnie zatrzymać w Sokołowie i nie ?oddać? szpitalowi w Węgrowie. Dziś, gdy mogę swoją wiedzą i doświadczeniem naprawdę dobrze służyć sokołowskiemu SP ZOZ, nie wiem, gdzie zakończę swoją karierę zawodową. Bo sił do tego, by ratować noworodki, jeszcze mi nie brakuje.

MATERIAŁ KWW WSPÓLNOTA POWIATOWA - POWIAT SOKOŁOWSKI

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo




Reklama
Wróć do