
Józef Ludwik Małczuk był jednym z najdzielniejszych i najistotniejszych żołnierzy Polski Niezłomnej w powiecie sokołowskim.
Józef Ludwik Małczuk urodził się 31 lipca 1915 r. w Wyrozębach. Podczas okupacji niemieckiej wstąpił do szeregów Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej i dowodził placówką konspiracyjną w rodzinnej wsi. Jednocześnie pracował jako robotnik, a następnie sekretarz ówcześnie istniejącej gminy Wyrozęby. W marcu 1944 r. został zdekonspirowany. Od tej pory ukrywał się z bronią w ręku ,,na nielegalnej stopie’’ biorąc udział w różnych akcjach bojowych przeciwko Niemcom. Po wkroczeniu Sowietów aresztowany w kwietniu 1945 r. To wtedy, a dokładnie 13 kwietnia tego roku, odbił go (i innych więźniów) z łap UB w słynnej akcji pod Mołomotkami oddział Edwarda Mazurczaka ,,Dziadka’’. Po śmierci 17 lipca 1946 r. Stanisława Białowąsa ,,Boruty’’ przejął po nim dowodzenie konspiracyjnym ośrodkiem Jabłonna Lacka. Nawiązał sprawnie kontakt i podporządkował się strukturom 6. Wileńskiej Brygady AK, którą zaczął wkrótce dowodzić słynny już Władysław Łukasiuk ,,Młot’’. Organizował konspiracyjny obwód ,,Jezioro’’ obejmujący powiat sokołowski, tworząc na jego obszarze zaplecze dla oddziałów brygady. Jednocześnie dowodził kilkuosobowym patrolem dyspozycyjnym, który wykonywał różnorakie akcje zbrojne. Cieszył się wielkim autorytetem wśród swoich partyzantów. W lesie razem z nim przebywała żona Irena, a ich dwie córki znajdowały schronienie u zaprzyjaźnionych gospodarzy z tzw. siatki. Jego osobistą tragedią była także śmierć dwóch braci – jeden zginął we wrześniu 1939 r., drugiego – Henryka- aresztowało UB. Henryk stanął przed ,,sądem’’ w procesie pokazowym 7 lutego 1946 r. w Sokołowie Podlaskim, został skazany na karę śmierci i rozstrzelany następnego dnia.
Do ,,Brzaska’’ komuniści nie znajdowali dostępu. Miejscowa ludność pomagała mu , a jej ochrona zapewniała konspiratorom tak długą walkę w terenie. Rozpoczynał się jednak tragiczny rok 1950. Zdrajcą (jak to przeważnie bywa) okazał się ktoś zupełnie niespodziewany. Był to nieletni jeszcze wówczas Czesław Białowąs - brat Stanisława Białowąsa ,,Boruty’’( poległego w 1946 r.) i Witolda Białowąsa "Litwina’’ , "Stena’’, jednego z najlepszych partyzantów patrolu. Nikt nie przypuszczał, że tak się może stać, a Witold w ogóle nie domyślał się jaką rolę pełni jego rodzony, młodszy brat… Czesław odwiedził partyzanckie obozowisko w lesie pod Toczyskami Podbornymi 5 kwietnia, jako tajny współpracownik Urzędu Bezpieczeństwa pseudonim ,,Michał’’ i ,,Małachowski’’. Przebywał w nim dwa dni, obserwował gospodarzy, którzy przynosili żywność, przy okazji trwającej właśnie Wielkanocy. 7 kwietnia rano zostawił śpiących partyzantów i ruszył nadać meldunek. Natychmiast ruszyła obława, on także tam był - w mundurze milicjanta pokazywał obozowisko. Czterech zabitych w Borychowie kilka miesięcy później to też jego dzieło.
A potem... Czesław Białowąs został nauczycielem, wicedyrektorem w jednym z ważniejszych liceów we Wrocławiu. Zmarł 3 dni po wprowadzeniu stanu wojennego, w 1981 r. jako zasłużony nauczyciel, wychowawca młodzieży. Trzeba było długich lat, żeby prawda wyszła na jaw. Czasem ta prawda jest zmorą tych, którzy myślą, że zatarli ślady. Nie zatarli.
Siódmego kwietnia 1950 r. na patrol Józefa Ludwika Małczuka ,,Brzaska’’, liczący według różnych źródeł od 8 do 9 partyzantów (wśród nich była także Irena Małczuk) pod Toczyskami Podbornymi uderzyły liczące ok. 600 żołnierzy bataliony dwóch brygad Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Do pierwszego kontaktu ogniowego doszło ok. godz. 18.20 lub 18. 30. Partyzanci, korzystając z osłony lasu, podjęli próbę przebicia się przez kordon obławy. I o dziwo, 5-u lub 6-u z nich ten wyczyn się udał. Niestety dwóch z nich poległo – zginął ppor.,,Brzask’’ i sierż. Kazimierz Ilczuk ,,Sęp’’. A wojsko dalej przeczesywało las, oświetlając go reflektorami samochodowymi. Apogeum tych działań nastąpiło między godz. 2 a 4 w nocy, umożliwiając dalszy odskok grupie uciekinierów. Po godz. 6 rano - 8 kwietnia żołnierze wykryli rannego Arkadiusza Pieniaka, który nie chcąc dostać się do niewoli otworzył do nich ogień, a ostatni nabój przeznaczył dla siebie.
Dziś nazwisko Józefa Małczuka znajduje się np. na pomnikach w Sokołowie Podlaskim, Wyrozębach i Jabłonnie Lackiej. Szóstego kwietnia 2025 r. (w przeddzień rocznicy śmierci) za jego pamięć i duszę modlił się w Jabłonnie ks. proboszcz Walenty Wojtkowski. Po mszy wraz z parafianami przeszedł pod pobliski pomnik poległych pod Toczyskami Podbornymi, a postawiony staraniem Fundacji ,,Pamiętamy’’. Kwiaty i znicze złożyli Jerzy Skibniewski oraz powiatowi radni Jacek Odziemczyk i Zygmunt Żyluk. Pamiętamy.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Bardzo piękna i doniosła uroczystość ku uczczeniu pomordowanych w tych trudnych czasach. Szkoda tylko , że zabrakło lokalnych władz samorządowych , zabrakło chęci czy odwagi ….