
Moja praca w Powiatowym Domu Kultury to wiele ciekawych wydarzeń artystycznych, występy gwiazd, ale też często niełatwa codzienność ? głównie ze względu na problemy techniczne.
Moja praca w Powiatowym Domu Kultury to wiele ciekawych wydarzeń artystycznych, występy gwiazd, ale też często niełatwa codzienność ? głównie ze względu na problemy techniczne.
Kiedy oglądam nowoczesne, świeżo wyremontowane wnętrza Sokołowskiego Ośrodka Kultury, sięgam pamięcią do przeszłości...
Kiedy uporaliśmy się z cieknącym dachem, na koncercie wirtuoza skrzypiec Kostantego Kulki przeciekał stropodach nad sceną. W czasie występów popularnego zespołu estradowego ?No To Co? spod stropu sceny, z wysokości 14 metrów runęła metalowa sztanga z fartuchem maskującym. Spadła tuż za stojącymi w rzędzie czterema artystami. Nawaliło zabezpieczenie rzemieślniczej wciągarki. Na szczęście nie doszło do tragedii.
Podobnie jak podczas kontroli zaniku prądu w czasie trwającej akademii na cześć święta odrodzenia w 1968 roku. Z Jurkiem Kędziorą - konserwatorem elektrykiem zaczęliśmy szukać przyczyn braku zasilania. Główna rozdzielnia elektryczna, mieszcząca się w podziemiach stała cała w wodzie. Zabezpieczenie wyłączyło dopływ prądu, o czym świadczyło opuszczone w dół ramię wyłącznika. - Trzeba go włączyć i sytuacja będzie opanowana - radził Jurek. Ale jak dostać się do niego po kolana w wodzie? Pomógł kinooperator Wacław Zbrzeżny, którego na plecach zaniosłem do szafy, a on z deską dla większego bezpieczeństwa włączył zasilanie.
To jednak nie koniec kłopotów. Za kilka chwil znowu reflektory zgasły. Szukamy dalej. W rozdzielni groźne pomruki dowodzą, że prąd, chociaż z oporami, płynie. Na sali tymczasem tylko awaryjne akumulatorowe lampki oświetlają drogi ewakuacji. Mikrofony nie działają. Widzowie się złoszczą. Decydenci dzwonią do zakładu energetycznego, gdzie pan Pomarański informuje, że żadnego sabotażu nie ma. Zasilanie domu kultury z osobnego transformatora przy ulicy Wolności jest prawidłowe. Awaria musiała powstać w domu kultury. Szukamy z Jurkiem dalej, po omacku, bo nie mamy żadnej dokumentacji. Kolejno otwieramy skrzynki oznakowane błyskawicami. Przy jednej z nich Jurek napotyka skręcone aluminiowe przewody ze śladami okopcenia. Czujemy swąd palonej izolacji. Ledwie poprosiłem go, żeby uważał, gdy coś huknęło i błysnęło jednocześnie. Zgasła świeczka, którą oświetlałem drogę w piwnicach. Upadliśmy na podłogę, na nasze szczęście wyłożoną grubym chodnikiem gumowym. W ciemności wołam do Jurka:
- Żyjesz?
- Tak! Nic się nie stało, tylko ręka mnie trochę boli.
Wychodzimy z piwnicy, by obejrzeć rękę. Dłoń cała czarna, tylko gładka złota obrączka nabrała jakichś dziwnych kształtów.
- Przewody się poluzowały i trzeba było je mocniej skręcić - oświadczył spokojnie konserwator. Dobrze że staliśmy na dielektrycznym chodniku, co nas uratowało. Akademia ku czci ?Dnia Odrodzenia? dobiegła końca. Niestety, końca z różnymi awariami nie było.
Zdarzały się one w najmniej spodziewanym momencie, jak np. w czasie balu sylwestrowego. Siedzimy sobie w miłym towarzystwie i w dobrym humorze, gdy któraś z pracownic pełniących smutny obowiązek dyżuru w tym niezwykłym dniu prosi mnie i pokazuje, że z sufitu w korytarzu leje się gorąca woda, a z kotłowni dochodzą jakieś głośne dudnienia i trzaski. Biegniemy do kotłowni. Wołam palacza. Nikt się nie odzywa. W chmurach pary docieram do pomieszczenia socjalnego, gdzie palacz sobie spokojnie śpi. Krzyczę, że mamy awarię, grożę dyscyplinarnym zwolnieniem. Zero reakcji. Idę do kotłowni. A tu trzy żeliwne piece na koks groźnie trzeszczą, z pod uszczelek łączących je z rurami syczy para. Na manometrach wskazówki stoją na czerwonym polu oznaczającym 100 stopni C. Do drzwiczek zasypowych nie można się zbliżyć. Całe czerwone. Słychać trzaski na rurach i syk ulatniającej się pary. Nie słychać tylko pomp obiegowych. Olśnienie. Włączam jedną i drugą. Pracują. Biegnę do manometrów. Strzałki opuściły czerwone pole i po woli odbijają w lewo. Sytuacja opanowana. Bal sylwestrowy się udał. Tylko palacz go przespał i nie miał na Nowy Rok dobrych wspomnień. Ja zresztą też. Bo która kobieta daruje swojemu partnerowi chwile nie przetańczone na takim balu, jak sylwestrowy w sokołowskim domu kultury?
WACŁAW KRUSZEWSKI
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie