Reklama

Problem pieniędzy, czy ludzi?

29/09/2015 23:15

Zajmę się dziś wydarzeniem bez precedensu w historii naszego miasta - montażem konstrukcji dachu nad wypalona salą kinową domu kultury. A przy okazji kilka refleksji..

Zajmę się dziś wydarzeniem bez precedensu w historii naszego miasta - montażem konstrukcji dachu nad wypalona salą kinową domu kultury. A przy okazji kilka refleksji..

Pożar wywołali robotnicy spawający metalowe sztangi fartuchów maskujących scenę. Ciekły metal spadał na pluszowe kurtyny oraz ekran kina i tlił się, gdy bezmyślni wykonawcy roboty spokojnie spożywali śniadanko. Sjestę przerwał gryzący dym, który wypełnił pomieszczenia obok sceny. Wszczęli alarm. Przyjechała straż. Ale ogień już przeniósł się na drewniany strop sali kinowej i był nie do opanowania. Strażacy i liczni mieszkańcy miasta ruszyli do pomieszczeń nie zagrożonych pożarem, by ratować z nich wyposażenie domu kultury i biblioteki. Z holu wyniesiono dwie wielkie palmy, podarowane domowi kultury przez dr Edwarda Perłowskiego, wielce zasłużonego lekarza i społecznika oraz kryształowe lustra z pałacu Malewiczów. Z kabiny chciano wyrwać dwa projektory filmowe zakotwiczone w betonowej posadzce, ale zdążyłem powstrzymać tę operację. Ze studia nagrań uratowane urządzenia uzupełnił pan Wacław Cichocki, przyprowadzając z ZOR zapłakanego chłopaka, dźwigającego ?trofiejny? magnetofon. Wystraszony chłopczyna zaklinał się, że znalazł zdobycz na ulicy i miał go właśnie odnieść do domu kultury, gdy złapał go ten pan i postanowił, że pójdą razem. Jak bywa w takich zdarzeniach bałagan był nie do opanowania. Tłumy ludzi. Sterty książek, mebli, instrumentów muzycznych, wzmacniaczy, magnetofonów, głośników, aparatów projekcyjnych, wyposażenia ciemni fotograficznej i studia nagrań, radioklubu i pracowni plastycznej. Słowem całego ruchomego majątku Powiatowego Domu Kultury, skrzętnie gromadzonego przez lata.

Natychmiast po pożarze zarządzona przeze mnie inwentaryzacja wykazała, że z bogatego wyposażenia nic nie zginęło, że uszkodzono, prze zalanie, jedynie kilkaset książek. Wprawdzie z mieszkania obok studia nagrań pani Lilien Frankowski, asystentki kierującego budową Zakładów Mięsnych p. Kępy wyniesiono bezpowrotnie kilka zgrzewek piwa w puszkach i kilka koniaków, ale poszkodowana nie zgłaszała pretensji - uznając słusznie, że nie szkoda róż, gdy płoną lasy.

Nie muszę przekonywać, jakim uznaniem cieszył się dom kultury wśród mieszkańców Sokołowa w latach 70. Toteż pożar domu kultury i spowodowana nim przerwa w pracy wywołała w mieszkańcach i władzach miasta niebywałą chęć wspólnej pracy na rzecz przywróceniu warunków działalności tej instytucji. Michał Wozniak - przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej i jednocześnie szef Rady Programowej Powiatowego Domu Kultury powołał niezwłocznie Społeczny Komitet Odbudowy Domu Kultury. Utworzono konto bankowe, na które jeszcze liczne w Sokołowie zakłady pracy i Rady Zakładowe Związki Zawodowych wpłacały pieniądze. Pod nadzorem prokuratora Ryszarda Wionczka i ekspertów straży pożarnej przystąpiono do odgruzowania sali widowiskowo-kinowej z resztek konstrukcji dachowej do której umocowanych było 2400 kolorowych reflektorków. To one przed każdą projekcją filmową dawały bajkowe refleksy światła na gipsowych płaszczyznach sufitu. Sala kinowo- teatralna wyposażona była w 420 giętych, tapicerowanych foteli. Jej ściany obłożone profilowanymi elementami gipsowymi dawały wspaniałą akustykę,chwaloną przez licznie występujących w Sokołowie artystów. Te warunki i sprawność pracowników domu kultury w organizowaniu widowni sprawiały, że każdy liczący się w kraju zespól estradowy, każdy uznany i modny artysta chcieli grać i śpiewać dla mieszkańców naszego miasta .Niedawno pani Maria Koc, dyrektor Sokołowskiego Ośrodka Kultury, a obecnie senator RP pisała w Internecie zdziwiona, jak to się stało, że po Katowicach i Warszawie trzeci koncert w Polsce kultowego węgierskiego zespołu Omega odbył się w Sokołowie Podlaskim. Posługując się tekstem Imć pana Zagłoby ? Jam to uczynił. A jak do tego doszło zainteresowani być może dowiedzą się z książki, którą zamierzają wydać na jubileusz 50-lecia domu kultury. Swój okres kierowania tą instytucją opisałem i przekazałem nowej dyrekcji. Jest w tym opisie wiele faktów i anegdot. Przede wszystkim zaś kawał historii z życia sokołowiaków w czasach PRL-u. Nie mogę pojąć, że wydanie takiej pożytecznej książki uniemożliwia brak powiedzmy 10 000 zł. Bo przecież z cenzurą już sobie poradziliśmy. To kto przeszkadza w odkrywaniu prawdy?Jeszcze nie wiem, ale usiłuję się dowiedzieć.

Póki co, wracam do montażu dachu i helikoptera. W ekspresowym tempie inżynierowie zaprojektowali 5 stalowych, a więc ogniotrwałych wiązarów dachowych, których wykonanie zlecono siedleckiemu Mostostalowi. Tam naszym orędownikiem był Adam Klejc. Wcześniej krótko pracował w Sokołowie, bodaj w Spółdzielni Drzewnej i bywał na imprezach domu kultury. Dzięki niemu znalazł się odpowiedni, deficytowy materiał i moce produkcyjne na wykonanie nietypowego zadania , bo nie planowanego wcześniej. Młodym czytelnikom wyjaśniam, że cała gospodarkabyła w latach PRL-u planowa, a to oznaczało, że jeśli czegoś nie było w planie, nie miało szans na realizację. Jak sobie z tym poradził Adam Klejc - nie wiem. Wiem, że niebawem na stadion przy ulicy Lipowej zwieziono 5 stalowych krokwi o rozpiętości ponad 12 metrów i wysokości około 3 metrów wadze do 5 ton, skąd transportowy śmigłowiec miał je przenieść na dach domu kultury i umiejscowić precyzyjnie we wcześniej przygotowanych gniazdach.

Zanim do tego doszło, trwały narady ze specjalistami, jakim sposobom tak ciężkie konstrukcje założyć nad salą widowiskową, mieszczącą się w środku budynku. Z obliczeń długości wysięgnika i ciężaru wyszło, że taki dźwig może być tylko na budowie Petrochemii w Płocku. Trzeba rozeznać, czy kierujący prestiżową inwestycją w kraju zgodzi się wynająć taki dźwig i czy znajdziemy na to pieniądze. Sokołowianin p. Witek Domański, pracujący w kierownictwie budowy Petrochemii w Płocku rozwiał nasze nadzieje. Nie ma szans na wypożyczenie dźwigu z budowy, którą żywo interesuje się premier Jaroszewicz, tym bardziej, że mają opóźnienia i gonią plan. Szkoda waszego czasu i szynek z Zakładów Mięsnych, poszukajcie innego rozwiązania. Można np. pociąć krokwie na elementy i pospawać je ponownie, albo poszukać dźwigu u kolejarzy. W PKP są dźwigi zdolne podnieść nawet lokomotywę, ale żeby je sprowadzić, trzeba od dworca do parkingu domu kultury pobudować tory i to przez wał przeciwpowodziowy, który teraz jest ulicą Marii Curie Skłodowskiej.

- Kosztów takiej operacji miasto nie udźwignie, a ponadto ramię dźwigu jest za krótkie, by sięgnąć do środka sali ? rozwiał wszelkie nadzieje inż. Franciszek Łomża, jeden z ekspertów budowlanych zaangażowanych w dzieło odbudowy domu kultury.

Sytuacja stała się patowa. Dyskusjom i radom ekspertów nie było końca. Rozwiązania nie było. Zdecydował przypadek. Siedzieliśmy jak wiele razy w moim biurze ze Zdzisławem Laksem, Antonim Chłopkiem, Franciszkiem Łomżą i Jasiem Piekarskim przy kawie, kanapkach i nie tylko,szukając skutecznego rozwiązania problemu. Ktoś zauważył, że przyszedł czas na dziennik telewizyjny. Włączyłem telewizor, a w nim ukazał się śmigłowiec niosący ponad dachami Krakowa pomnik króla Władysława Jagiełły, by po chwili osadzić go na fundamencie przy placu Jana Matejki. - Mamy rozwiązanie - stwierdziłem z przekonaniem.

Nie czekając na opinie pozostałych obserwatorów dziennika, poprosiłem Jadzie Witkowską, która zawsze była ?pod ręką?, gdy działo się coś ważnego, o odszukanie telefonu do firmy, która dokonała tak spektakularnej operacji przy montażu pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie. Rano miałem namiary na dyrektora Zakładu Usług Lotniczych w Nasielsku. Zadzwoniłem i przedstawiłem nasze problemy, akcentując bezradność różnych decydentów w ich rozwiązaniu. Dyrektor pozwolił mi się wyżalić i obiecał przyjazd do Sokołowa w celu zbadania sprawy. Byliśmy uratowani. Niebawem na stadionie wylądował potężny helikopter, z którego wyjechała ?operacyjna? Nyska. Montaż 5 wiązarów z ich transportem ze stadionu na dach domu kultury trwał niepełną godzinę, a koszt był nieporównanie mniejszy od innych wyliczanych wariantów. Za usługę zapłaciliśmy pieniędzmi mieszkańców Sokołowa zebranymi na koncie społecznego komitetu odbudowy domu kultury. Warto o tym pamiętać, jak i o tym że już w 3 miesiące po pożarze w kawiarni ?Niespodzianka? odbyła się projekcja filmowa dla członków Dyskusyjnego Klubu Filmowego ?Zbyszek?.

Jak tak sobie wspominam i konfrontuję z obecną rzeczywistością, dostaję gęsiej skórki. Nie mogę pojąć, że teraz problemem jest organizacja kina letniego (kiedyś na projekcji filmu? Krzyżacy? na stadionie sprzedano 4670 biletów, ilu było gapowiczów - nikt nie policzył). Problemem jest organizacja Kupalnocki w Gródku, zorganizowanie wystawy przepięknych zdjęć Michała Kurca, wydanie książki na jubileusz 50-lecia Sokołowskiego Ośrodka Kultury, a nawet zwykłej dyskoteki. Czy to problem pieniędzy, czy ludzi? Kto wie, niech napisze.

WACŁAW KRUSZEWSKI

FOT. M. KURC

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Michał Kurc - niezalogowany 2015-10-04 18:27:19

    Odpowiadam: Moje serce jest w Sokołowie Podlaskim. Panie Wacławie, Dyrektorze PeDeKu, Dyrektorze Wydziały Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach jestem poniekąd dłużny Panu za pochwały kierowane pod moim adresem. To miło słyszeć po wielu latach Pana słowa: ?Jestem dumny, że z nimi pracowałem...?. I vice versa Panie Dyrektorze. Wielu z nas pasjonatów będąc już na emeryturze jednak w dalszym ciągu tworzy, opowiada obrazem, wspomina - porównując stare fotografie z zastaną rzeczywistością. W galerii ?Sokołów Podlaski z tamtych lat? w nawiązaniu do wspomnień odbudowy po pożarze PDK napisałem: ?Utrwaliłem zakładanie przęseł przy użyciu śmigłowca na dachu budynku. Wykonałem kilka zdjęć z różnych punktów. W pewnym momencie po zrobieniu zdjęcia przelatującego śmigłowca z przęsłem nad pocztą poczułem dziwny ciężar. Okazało się, że w kieszeniach i pod ubraniem miałem dużo ubitego śniegu - była to tak wielka moc tego śmigłowca...? Moja ścieżka fotograficzna rozpoczęła się w 1964 roku. Byłem instruktorem fotografii ? tak, mając 15 lat. Dzieliłem się nabytą wiedzą, nie patrząc na korzyści materialne, później korzyści z przynależności politycznej. ?Robiłem i robię swoje?. W tamtych latach była jedna partia, w tych czasach wg mnie też jest jedna. Nazywa się polityka i religia (kościół). Tutaj należy dopatrywać się zubożenia sceny i widowni naszego życia. Postawiłem na kulturę w 1964, na komputer w 1986 i na internet w 1998, który stał się nośnikiem popularyzacji fotografii w sieci. W 2009 obchodziłem 45-lecie mojej działalności fotograficznej, tak bardzo chciałem świętować w moim rodzinnym Sokołowie Podlaskim w SOK. Jednak dyrektorka SOK nie wyraziła zgody, zdziwiłem się, bo była koleżanką z pracy w Węgrowskim Ośrodku Kultury i współpraca więcej jak dobrze nam się układała, tym bardzie się zdziwiłem. Uroczystość odbyła się w MBP w Węgrowie. Zaproszony Sokołów nie pojawił się. Panie Wacławie dla mnie ten czas o którym Pan pisze nastał w tym momencie. To nie problem pieniędzy, choć jest ich potrzeba jak najwięcej w kulturze, ale problem ludzi. Choć emocjonalnie jestem sercem z Sokołowem, potwierdzają to miłe, pełne serdeczności słowa płynące od wielu Sokołowian i nie tylko. Kto nie zna mojej galerii ?Sokołów Podlaski z tamtych lat?? Eksponuję w niej ponad 8000 fotografii opowiadających o tamtym i tym Sokołowie. A kto mi w tym przeszkadza? Osoby, które poza projektem przynoszącym im i tylko im ?sławę?, nie interesowały się twórcą rodem z Sokołowa. Nie ma w nich szczerości i bezinteresownego otwarcia się na sztukę, twórcę, człowieka ? wspierania go jest to im obce. Nawet dąży się do usunięcia mnie z życia Miasta. Nie prosząc o zgodę eksponuje się moje zdjęcia nie podając autora, np. w wydawnictwach Miasta, ostatnio w monografii o konkadedrze czy w galerii MBP w Sokołowie Podlaskim. Napisałem kilka pism w tej sprawie do pana Burmistrza i Przewodniczącego Rady Miasta i ks. Biskupa Drohiczyńskiego. Jest zmowa milczenia i nie odpisywanie na moje prośby. Dziwi mnie postawa innych Radnych. Czyżby nie byli zapoznani z tą tak ważną sprawą? Czy Władza Sokołowa Podlaskiego nie wie, że "Ochrona praw autorskich i praw pokrewnych jest niezbędnym warunkiem rozwoju polskiej kultury.? Nie powinna mylić Pań i Panów Radnych link na stronie miasta do mojej galerii ?Sokołów Podlaski z tamtych lat? wprosiłem się, usunięto go i jeszcze raz wprosiłem się kierując się dobrem Miasta. Podobnie było na stronie SOK - ostatecznie usunięto go i też nie odpisując na moją prośbę wyjaśnienia. Czym dla w/w osób są nadane mi wyróżnienia i tytuły np. ?ZASŁUZONY DLA KULTURY POLSKIEJ? nadany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego? Kim jestem dla wspomnianych osób w Sokołowie Podlaskim? Persona non grata? Tutaj jest problem Panie Wacławie.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Max - niezalogowany 2015-10-05 11:21:15

    Drogi Michale ! Twoja opinia pokrywa się z gorzkim stwierdzeniem prof.Jana Izdebskiego-naszego rodaka cenionego w świecie naukowca. W świecie,w Japonii i USA ale nie w Sokołowie.Masz rację To sprawa ludzi i braku kultury

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo




Reklama
Wróć do